Spotkanie z przeszłością – karma wraca, ale tym razem to ja rozdawałam karty
Czy kiedykolwiek znalazłeś się twarzą w twarz z kimś, kogo miałeś nadzieję nigdy więcej nie spotkać?
Jedna chwila – zwyczajny dzień w restauracji, którą nazywam swoim drugim domem. Kolejna – zderzenie z przeszłością, której nie chciałam ponownie przeżywać.
W lokalu unosi się zapach świeżo parzonej kawy i ciepłego chleba. To jedno z tych miejsc, gdzie goście nie są tylko anonimowymi klientami – znają twoje imię, pytają, jak się czujesz, i naprawdę chcą znać odpowiedź.
Dziś pomagam bardziej niż zwykle, ponieważ Beth, jedna z kelnerek, źle się poczuła. Jest w ciąży, promienieje szczęściem, ale rano miała zawroty głowy. Nikt nie miał wątpliwości – trzeba ją wesprzeć i podzielić się jej zmianą. W naszej restauracji jesteśmy jak rodzina – kiedy jedno z nas potrzebuje pomocy, reszta nie zastanawia się ani chwili.
Właśnie wycieram stolik przy oknie, wsłuchana w miarowy rytm swojej pracy, gdy nagle słyszę śmiech.
Nie byle jaki śmiech.
Ten śmiech.
Ten, który natychmiast przenosi mnie do lat liceum.
Serce ściska mi się w piersi, a instynkt podpowiada jedno – to ona.
Heather.
Heather Monroe – szkolna królowa, dla której życie zdawało się być jednym wielkim spektaklem. Jej jedyną misją było sprawianie, bym czuła się niewidzialna, nieważna, gorsza.
A teraz stoi w progu restauracji, tak jakby całe miejsce było sceną przygotowaną specjalnie dla niej. Obok niej, jak zawsze, jej dwie wierne przyjaciółki – Emily i Sarah.
Patrzę na nią i uderza mnie, że wcale się nie zmieniła.
Wszystko wraca – drwiny z moich ubrań, pogardliwe spojrzenia, ciche chichoty, gdy opowiadałam o marzeniach o ucieczce z małego miasteczka.
Zamieram, kurczowo ściskając ścierkę, licząc, że może mnie nie zauważy.
Ale ona mnie dostrzega.
Jej wyraz twarzy zmienia się w ułamku sekundy.
— O, spójrzcie, kogo my tu mamy. — Uśmiecha się z wyższością. — Dalej pucujesz stoliki? Widzę, że nic się nie zmieniło.
Jej głos przerywa cichą atmosferę restauracji, a jej koleżanki chichoczą w tle.
Czuję, jak ciepło zalewa mi twarz, ale zaciskam pięści. Nie jestem już tą samą dziewczyną z liceum.
Heather przechyla głowę, teatralnie wzdychając.
— To właśnie sobie wymarzyłaś? Spędzić życie, sprzątając po innych?
A potem robi coś, co przypieczętowuje chwilę.
Pstryka palcami.
Jakby zamawiała u mnie usługę.
Jakbym była jej kelnerką.
Za moimi plecami ktoś się porusza.
Jack, nasz sous-chef, wychodzi z kuchni i staje obok mnie, splatając ręce na piersi.
— Jakiś problem? — Jego ton jest spokojny, ale wyczuwam w nim nutę twardej stanowczości.
Za nim pojawia się Maria, nasza szefowa kuchni. Ociera dłonie o fartuch i patrzy na Heather spojrzeniem, które nie pozostawia miejsca na żarty.
Heather przewraca oczami i krzyżuje ramiona.
— Och, dajcie spokój. Tylko się droczyłam.
Jack nie mruga.
— Nie wyglądało to na żart.
Sarah, nasza barmanka, przerywa swoją pracę przy ekspresie do kawy i podchodzi bliżej.
— Tutaj wszyscy traktujemy się z szacunkiem. Jeśli to ci nie odpowiada, drzwi są tam.
Heather otwiera usta, wyraźnie zaskoczona, że ktoś stawia jej opór.
Przez chwilę się waha, a potem postanawia sięgnąć po swój ostateczny argument.
— Może powinnam porozmawiać z waszym kierownikiem.
A wtedy się uśmiecham.
— Nie musisz tego robić.
Zmarszczyła brwi.
— Słucham?
— Nie musisz rozmawiać z kierownikiem. Bo nim jestem.
Heather zamarła.
— Co?
Patrzę jej prosto w oczy.
— Właściwie, ta restauracja należy do mnie.
Zapada cisza.
Zaskoczenie maluje się na jej twarzy, a potem w całym lokalu rozbrzmiewają brawa i gwizdy.
Jack klepie mnie po plecach, Maria się uśmiecha, a Sarah nie kryje rozbawienia.
Heather stoi w miejscu, przez pierwszy raz odkąd ją znam nie potrafiąc znaleźć riposty.
W końcu rzuca gniewne spojrzenie, odwraca się na pięcie i wychodzi, a jej dwie towarzyszki podążają za nią w milczeniu.
Dzwonek nad drzwiami cicho brzęczy, a powietrze w lokalu wydaje się lżejsze.
Sarah spogląda na mnie i śmieje się pod nosem.
— Cóż, myślę, że to się nazywa karma.
Patrzę na stolik, który wcześniej wycierałam, i podnoszę ścierkę.
— Karma, podana z odrobiną sprawiedliwości.