Nigdy nie przypuszczałem, że życie zadrwi ze mnie w taki sposób. Że pewnego dnia moja żona wróci z wakacji… w ciąży. I nie, nie ze mną. Z jakimś obcym mężczyzną. A najbardziej uderzające było to, że to właśnie nasz pięcioletni syn, Nikodem, nieświadomie „sprzedał” mi całą tę historię.
Jeśli lubisz opowieści, które nie zostawiają emocji w spokoju, tylko rozwalają wszystko, co znasz — usiądź i przeczytaj do końca. Bo to nie jest bajka. To życie.
Mam żonę, Lenę. Jesteśmy razem pięć lat. Mamy syna. Nikodem — bystry, wrażliwy, trochę za bardzo jak na dzisiejszy świat. Wydawaliśmy się normalną rodziną: wspólny kredyt, praca od rana do nocy, weekendy z pizzą i wieczorami filmowymi. Niby bywały kłótnie, ale kto ich nie ma? Myślałem, że mamy z Leną stabilny związek. Znałem ją jako osobę rozsądną, wierną, odpowiedzialną. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że mogłaby…
No właśnie.
Pewnego dnia Lena przyszła z pracy zadowolona — dostała niespodziewaną premię. Jej przyjaciółka, ta wiecznie rozkręcona Laura, zaraz wyskoczyła z propozycją: “Jedźmy do Turcji, odpoczniemy, złapiemy trochę słońca!” Ja miałem zapieprz w robocie, o żadnym urlopie nie było mowy. Nie podobało mi się to — i ze względu na sytuację, i dlatego że nie lubię tej całej “egzotyki”. Ale one już miały wszystko zaplanowane. Lena zaproponowała, że zabierze Nikosia. “Niech też się wygrzeje, pobawi w piasku, a ty popracujesz w spokoju”.
Zgodziłem się. Niech odpoczną. Nikodem będzie szczęśliwy. A ja dam radę.
Wyjechali na pięć tygodni. Lena regularnie dzwoniła, wysyłała zdjęcia — opalona, uśmiechnięta, mówiła, że wszystko w porządku. Nikodem szczęśliwy, kąpie się, je arbuzy, bawi się z innymi dziećmi. Wszystko wyglądało normalnie. Aż za bardzo.
Gdy wrócili, coś było nie tak. Zamiast wypoczętej kobiety, zobaczyłem kogoś obcego. Bladą, milczącą, zmęczoną. Nie chciała rozmawiać, unikała mojego wzroku, powiedziała tylko, że boli ją głowa i że się położy. Zaniepokoiło mnie to, ale nie cisnąłem. Czekałem.
Następnego dnia zauważyłem, że mnie unika. Z synem czuła się swobodnie, ale mnie jakby nie było. Chodziła po domu jak duch. Mówiła, że to „zmęczenie klimatem”.
Ale wtedy, podczas zabawy z Nikosiem, wydarzyło się coś, co przewróciło wszystko do góry nogami.
— Tato, a kiedy przyjedzie pan Ahmed?
— Jaki Ahmed?
— No, ten pan z Turcji. Mówił, że bardzo lubi mamusię. Przynosił nam owoce, uczył mnie pływać. Mama mówiła, że może nas kiedyś odwiedzi.
Zamarłem. W gardle miałem pustynię. Dziecko, nieświadome, powiedziało więcej niż niejeden dorosły.
Zaraz po tym, jak Nikodem zajął się klockami, zawołałem Lenę do kuchni.
— Chcesz mi coś powiedzieć o panu Ahmedzie?
Zbladła.
— Ahmed? To chyba jakiś animator z hotelu. Może coś dzieciakom mówił, tak dla zabawy.
— On ci przynosił owoce, uczył Nikodema pływać, chodził z tobą na kolacje?
Próbowała wykręcać się. „To były żarty”, „dzieci wyolbrzymiają”, „przesadzasz”.
Nie przesadzałem. I już wiedziałem, że kłamie.
W kolejnych dniach obserwowałem ją jak przez szkło powiększające. Mdłości rano. Odrzucenie wina. Aż w końcu zobaczyłem w jej torebce witaminy dla kobiet w ciąży. Nie miałem już żadnych wątpliwości.
Zapytałem wprost:
— Jesteś w ciąży?
— Nie… — odpowiedziała cicho, unikając wzroku.
— Przestań. Wiem, że jesteś. I wiem, że to nie moje dziecko.
Zamilkła. A potem, ledwo słyszalnym głosem, powiedziała:
— Tak… jestem.
Wszystko we mnie krzyczało. Ale milczałem. Odszedłem, żeby nie krzyczeć. Żeby nie obudzić dziecka. Żeby nie zrobić czegoś, czego później bym żałował.
Usiedliśmy wieczorem, kiedy Nikodem spał.
— Powiedz prawdę. Od kogo jesteś w ciąży?
Najpierw próbowała mówić, że ode mnie. Ale daty się nie zgadzały. Nie widzieliśmy się intymnie przed jej wyjazdem. W końcu się przyznała.
— Poznałam go tam. Ahmed. Pomagał z Nikosiem. Był… miły. Przystojny. Czuły. Wszystko, czego ostatnio mi brakowało…
Nie wierzyłem własnym uszom.
— Przespałaś się z nim?
— Tak. Raz… może dwa. Nie wiem. Nie planowałam tego.
Siedziałem w ciszy, z oczami wbitymi w stół. Wszystko się waliło.
— I teraz nosisz jego dziecko. Co zamierzasz?
— Chcę je urodzić. Nie mogę… nie chcę go usuwać.
Zacząłem się śmiać. Gorzko, rozpaczliwie.
— Czy ty w ogóle myślisz? Mamy dziecko, rodzinę. Jak sobie wyobrażasz naszą przyszłość? Mam wychowywać dziecko, które będzie mi codziennie przypominać o twojej zdradzie?
Nie odpowiedziała.
Wyszedłem. Poszedłem do przyjaciela. Opowiedziałem mu wszystko.
— I co teraz? — zapytał.
— Nie wiem. Ale wiem jedno — już jej nie ufam.
Wróciłem po kilku dniach, żeby zabrać Nikosia do przedszkola. Lena wyglądała na wrak człowieka. Zrezygnowana, cicha, zapłakana.
Tego samego dnia zadzwoniła jej matka. Umówiliśmy się. W mieszkaniu siedziała cała jej rodzina. Przekonywali mnie, by dać jej szansę. Że popełniła błąd, ale kocha. Że dziecko niczemu nie winne.
Powiedziałem, że nie wiem, co zrobię. Że nie wykluczam rozwodu.
— Może usunie ciążę? — zaproponowała jej matka.
Lena się oburzyła. — Nie! To życie. Nie zabiję go.
I wtedy wszystko stało się jasne.
Nie ma kompromisu.
Wyprowadziłem się. Spotykam się z synem. Spędzamy razem weekendy. Śmiejemy się. Udajemy, że świat jest prostszy niż w rzeczywistości.
A Lena pisze. Prosi. Błaga. Ale ja nie potrafię wrócić. Nie po czymś takim.
I wiecie co?
Może kiedyś jej wybaczę. Ale nigdy nie zapomnę.