Dlaczego Herman Pawłowicz nazwał swój lombard „Almaz” (Diament)? Wiele osób myślało, że chodziło o specjalizację lombardu w przyjmowaniu biżuterii. Herman jednak nie czuł potrzeby wyjaśniać, że powód był zupełnie inny. Prawdziwa przyczyna była głęboko osobista i o wiele bardziej tragiczna.
Pięć lat temu Herman miał córkę. Jego jedyną księżniczkę – Maszeńkę. Kochał ją ponad wszystko, tak samo jak jego żona Vera. Kiedy Masha miała sześć lat, lekarze odkryli, że ma nieuleczalną chorobę.
Wszystko zaczęło się, gdy dziewczynka zaczęła uczęszczać na korepetycje. German od samego początku był temu przeciwny.
— Ona już świetnie czyta i liczy, po co jej to?
— Masha za chwilę idzie do szkoły, niech przynajmniej nauczy się cierpliwości. Nawet jeśli nic nowego się nie nauczy, to i tak będzie przydatne.
Herman, wahając się, uległ.
— Dobrze, rób jak uważasz. Pewnie wiesz najlepiej.
Minęły dwa tygodnie, a pewnego dnia nauczycielka zatrzymała Verę po lekcji.
— Przepraszam, że przeszkadzam, ale zauważyłam, że Masha zaczyna mieć bóle głowy po zajęciach. Ból oczywiście ustępuje, jeśli odpocznie, ale zdarza się to zbyt często. Poszłabym do lekarza, może to nic poważnego, ale lepiej być ostrożnym.
Vera natychmiast umówiła Masha na wizytę. Rodzina spędziła ponad trzy godziny w szpitalu, wykonując badania. W końcu lekarz powiedział:
— Proszę przyjść jutro, gdy wyniki będą gotowe.
Następnego dnia wrócili. Lekarz powitał ich poważnym wyrazem twarzy, bez uśmiechu.
— Nie mam dobrych wieści. Państwa córka ma guz mózgu.
Vera pobledła, German zamarł w miejscu.
Masha gasła na ich oczach. Jej stan pogarszał się z dnia na dzień. Herman sprzedał swoją firmę, by zabrać ją za granicę na leczenie. Podróżowali po wielu krajach w poszukiwaniu pomocy, ale nic nie pomagało.
Kiedy Masha ledwo mogła chodzić, zwróciła się do ojca:
— Tato, obiecałeś mi przyjaciela na urodziny. Ty i mama oboje obiecaliście. Ale teraz już tego nie zrobicie. Nie będę mogła się z nim bawić.
Vera wybiegła z pokoju, by ukryć swoje łzy.
— Maszeńko, nie mów takich głupot. Oczywiście, że zrobimy urodziny. Jak moglibyśmy tego nie zrobić? Ale jeśli naprawdę chcesz psa, nie będziemy czekać.
Rano Masha wciąż spała spokojnie. Noc była niespokojna: wszyscy zdążyli zasnąć dopiero nad ranem. Vera prawie całą noc płakała w ciszy, Masha leżała w łóżku po zastrzyku, a German siedział przy oknie, patrząc w nieprzeniknioną ciemność na zewnątrz, szepcząc:
— Dlaczego? Dlaczego ona? Weź mnie, nie zależy ci, kogo zabierzesz…
Gdy nadchodził świt, Herman cicho wszedł do domu. Pod kurtką trzymał coś małego i ciepłego, co delikatnie się poruszało. Uśmiechnął się, wyobrażając sobie, jak jego córka się ucieszy, i ostrożnie otworzył drzwi do jej pokoju. Podchodząc do łóżka, German delikatnie wyjął śnieżnobiałego szczeniaka spod płaszcza.
Piesek od razu zaczął badać nowe miejsce. Nie mógł usiedzieć w miejscu, pełzał po kocu, wąchając i badając teren. Masha poruszyła się w swoim śnie, a szczeniak zatrzymał się, jakby słuchając. Wkrótce dziewczynka otworzyła oczy, a piesek radośnie zaszczekał.
— Tato! — zawołała radosnym, wyraźnym głosem.
Jej krzyk był na tyle głośny, że Vera natychmiast wbiegła do pokoju.
— Co się stało, Maszeńko? — zapytała zaniepokojona, przeglądając córkę.
Ale wtedy jej wzrok padł na psa, który nadal badał łóżko Masha. Vera zatrzymała się, jakby zamieniona w kamień, i spojrzała na Germana… W jej oczach widział łzy.
— Pierwsze śniadanie, a potem pomyślimy, jak nazwać tego małego łobuza — Herman pospieszył, by odwrócić uwagę żony.
Tego dnia, po raz pierwszy od długiego czasu, Masha zjadła dobrze. Cała rodzina kłóciła się, jak nazwać psa. Piesek zachowywał się tak, jakby to on był głównym bohaterem rozmowy: próbował wspiąć się z kolan Masha na stół, merdał ogonem i zabawnie szczekał.
Od tego dnia Masha była nierozłączna ze swoim nowym przyjacielem, którego nazwała Almaz. Zawsze byli razem: spali obok siebie, jedli razem. Piesek był jej wiernym towarzyszem. Lekarze mówili, że dziewczynce zostało tylko pięć miesięcy, ale Masha żyła osiem.
Stan Masha gwałtownie się pogorszył, ledwo wstawała z łóżka. Pewnego dnia Herman usłyszał jej cichy szept:
— Niedługo odejdę, a ty zapomnisz o mnie… Pozwól, że zostawię ci coś na pamiątkę, żebyś zawsze wiedziała, że byłam z tobą.
Rozejrzała się po pokoju, jakby szukając czegoś odpowiedniego. Herman chciał zaoferować swoją pomoc, ale Masha nagle podniosła rękę i spojrzała na swój pierścionek. To był mały złoty pierścionek, który Vera dała jej rok temu.
Ściągając pierścionek, Masha próbowała zawiesić go na obroży Almaz. Jednak jej słabe ręce trzęsły się, nie mogła zgiąć pętli. Tymczasem piesek próbował lizać jej dłoń, wyczuwając, że coś jest nie tak.
— Tato, proszę, pomóż mi — poprosiła cicho.
Herman pochylił się, ostrożnie zawiesił pierścionek na obroży.
Masha uśmiechnęła się i pogłaskała Almaz.
— Teraz zawsze będziesz mnie pamiętał — szepnęła.
Herman odwrócił wzrok, by ukryć łzy, które napłynęły mu do oczu.
Kilka tygodni później Masha odeszła. Vera była niepocieszona; przez długi czas nie mogła się pozbierać. Piesek leżał na łóżku dziewczynki przez cały ten czas, odmawiał jedzenia i ledwo się ruszał. Ale pewnego dnia zniknął. Vera i Herman przeszukali całe miasto, zamieścili ogłoszenia, szukali w każdym piwnicy, ale nie mogli znaleźć Almaz. Obwiniali się, że nie trzymali na niego oka.
— Almaz był przyjacielem Maszeńki. Był jej częścią — Vera często powtarzała, cicho płacząc.
Minął rok. Herman otworzył najpierw warsztat jubilerski, a potem lombard. Nazwał je „Almaz”, by zachować pamięć o swojej córce i jej wiernym przyjacielu.
Pewnego dnia do sklepu weszła kobieta, której zachowanie wydawało się dziwne. Lidochka, recepcjonistka, która pracowała dla Hermana od kilku miesięcy, podeszła do niego.
— Herman Pawłowicz, przyszła dziewczynka, bardzo płacze. Próbowaliśmy ją uspokoić, ale nie udało się. Może pan z nią porozmawia?
Herman natychmiast wstał ze swojego krzesła. Jeśli Lida nie mogła rozwiązać problemu, musiało to być naprawdę poważne.
— Dobrze, zobaczymy, co się stało.
Kiedy wszedł, zatrzymał się nagle, jakby przeszył go zimny wiatr. Przy małym stole siedziała dziewczynka, mająca około ośmiu lat. Obok niej, kucając, siedział Misha, drugi recepcjonista, próbujący ją uspokoić.
— Nie płacz. Herman Pawłowicz zaraz przyjdzie, na pewno coś wymyśli — powiedział, starając się rozweselić dziewczynkę.
Herman podszedł bliżej.
— Co się stało? Dlaczego płaczesz? Jak możemy ci pomóc?
Dziewczynka znów wybuchła płaczem. Herman zdał sobie sprawę, że rozmowa nie będzie łatwa. Usiadł na krześle obok niej.
— No, opowiedz mi, jak masz na imię?
— Masha…
— A moje imię to Herman Pawłowicz. Powiedz mi, co się stało.
— Kiedy byłam bardzo mała, Persik przyszedł do mnie. Był taki chudy, brudny… Postanowiłam, że nigdy go nie porzucę. Kradłam jedzenie w domu i zanosiłam mu je. Ciocia mnie za to skarciła, nawet mnie uderzyła. Ale i tak biegałam do niego. Spędzaliśmy noce w piwnicy, trzymał mnie w cieple. Kąpaliśmy się razem w rzece, zawsze chronił mnie przed chłopcami.
— Masz wspaniałego przyjaciela.
— Tak, jest najlepszy. Jest bardzo mądry. Myślę, że potrafi nawet mówić, tylko nie chce.
— A gdzie teraz jest twój Persik?
— Chłopcy go otruły. Teraz jest bardzo chory… Musimy go natychmiast zabrać do weterynarza, ale to kosztuje. Zobacz… — wyciągnęła rękę, na której leżał mały pierścionek. — To było na jego szyi, chyba od poprzedniego właściciela. Jeśli zapłacisz mi za niego, mogę mu pomóc.
Herman spojrzał na znajomy pierścionek, a jego serce ścisnęło się. Lida i Misha stali obok, patrząc na to, co się dzieje, i nie wiedząc, co powiedzieć. Herman wstał, potem usiadł ponownie, delikatnie biorąc rękę Maszy.
— Maszeńko, załóż z powrotem ten pierścionek. Jego mały właściciel byłby szczęśliwy, wiedząc, że jest u kogoś, kto kocha jej psa. A teraz chodźmy. Znajdziemy Persika i zabierzemy go do weterynarza. Na pewno mu pomożemy.
— A pieniądze?
— Jakoś się z nimi dogadamy. Lida, poradzisz sobie tutaj beze mnie?
— Oczywiście, Herman Pawłowicz. Wszystko będzie dobrze.
Po około dziesięciu minutach jazdy.
— Pokaż, gdzie mamy teraz iść.
— Tamten opuszczony dom, widzisz? — wskazała przez okno.
— Widzę.
— Mieszkamy w piwnicy. Jest ciepło, choć stary… Tylko dom jest stary, mogą go wkrótce zburzyć. Ale nie mamy gdzie indziej pójść.
Podjechali pod dom. Masha wyskoczyła z samochodu i pobiegła przed siebie, pokazując drogę. Herman podążył za nią. Gdy zeszli do wilgotnej, słabo oświetlonej piwnicy, natychmiast zauważył psa.
Był to dorosły pies, skrajnie wychudzony, z matową, poszarpaną sierścią. Herman podszedł do niego i ukląkł. Jego oczy napełniły się łzami, ale starał się nie poddać emocjom.
— Almaz… Almaz, mój dobry chłopczyku.
Pies lekko otworzył oczy, machnął słabo ogonem i delikatnie polizał jego rękę.
— Nie bój się, kolego. Zabierzemy cię do weterynarza, będziesz zdrowy.
Almaz niedługo potem znalazł się na tylnym siedzeniu samochodu, a Herman, trzymając mocno kierownicę, pędził do kliniki weterynaryjnej. Masha siedziała obok niego, patrząc na niego.
— Jesteś pewien, że go uratujesz?
— Uratujemy go razem.
— Znasz Persika?
— Tak, znam go. Ale wszystko ci wyjaśnię później. Teraz najważniejsze to szybko zabrać go do weterynarza.
Gdy dotarli do kliniki weterynaryjnej, młoda kobieta w białym fartuchu wyszła na ganek. Spojrzała na psa, zmarszczyła brwi:
— Dlaczego on jest taki brudny? Najpierw trzeba było go umyć!
— Jesteś poważnie? Gdyby to był pies po wypadku lub walce, to też byś go najpierw kazała myć? Zaraz wszystkich tu wymyję!
Kobieta była zaskoczona, wyraźnie nie spodziewała się takiej reakcji, i zamilkła. Wtedy wyszedł starszy mężczyzna, weterynarz. Szybko ocenił sytuację i od razu zauważył psa:
— Co tu się dzieje? Co z tym psem?
Masha pośpieszyła z wyjaśnieniami:
— Zatruli go. Chłopcy coś włożyli do jego jedzenia, teraz jest bardzo chory.
— Szybko go tu, proszę! — weterynarz rozkazał, wskazując na stół.
Herman ostrożnie położył Almaz na stole i, patrząc lekarzowi w oczy, stanowczo powiedział:
— Musicie go uratować. Jakiekolwiek pieniądze, jakiekolwiek lekarstwa. Cokolwiek będzie trzeba, zapłacę.
— Rozumiem. Proszę czekać w korytarzu.
Herman wyszedł na korytarz, gdzie usłyszał lekarza wydającego polecenia asystentowi. W tym momencie zadzwonił mu telefon. Wyjął go z kieszeni i odebrał:
— Herman, gdzie jesteś? Poszedłem do pracy, a Lida mówi, że poszedłeś ratować psa. Co się dzieje? — zabrzmiał zaniepokojony głos Very.
— Znaleźliśmy Almaz. Jest w poważnym stanie, ale zabrałem go do kliniki na Lenina. Przyjedź.
Vera nic nie odpowiedziała, ale Herman wiedział, że wkrótce będzie tam. Wrócił na ławkę i usiadł obok Mashy.
— Powiedz mi, miał Persik właściciela? — zapytała dziewczynka cicho.
— Tak. Nazywała się też Masha. Była trochę młodsza od ciebie. Miała prawie siedem lat.
— A dlaczego nie jest z nią?
— Masha zmarła. Almaz bardzo za nią tęsknił, a potem uciekł. Szukaliśmy go długo, ale nie mogliśmy go znaleźć. Masha zawiesiła ten pierścionek na jego obroży. Wiedziała, że niedługo umrze i chciała, by jej pies miał coś, co o niej przypomni.
— Dlaczego ona zmarła?
— Była bardzo chora. Lekarze nie mogli jej wyleczyć.
— A weźmiesz Almaz do siebie? To znaczy, że już nie będę mogła się z nim bawić?
W tym momencie usłyszeli głos Very, która już podeszła:
— Oczywiście, że możesz. Możesz przychodzić do nas, kiedy chcesz. Bawić się z nim, chodzić na spacery.
Dziewczynka odwróciła się i spojrzała uważnie na kobietę.
— Jesteś… jesteś mamą Maszy? — zapytała niepewnie.
Vera kiwnęła głową, starając się powstrzymać łzy.
Kilka godzin później lekarz wyszedł z gabinetu i powiedział, że mogą zabrać Almaz do domu.
— Dajcie tylko lekkie jedzenie. Dziś — tylko picie — ostrzegł surowo, patrząc na Hermana i Mashę.
Następnego dnia Masha przyszła do nich. Bawiła się z Almaz, chodziła z nim, a Herman i Vera kupili jej nowe ubrania, buty, a nawet piękne kokardki.
Ale następ
nego dnia Masha nie przyszła. Almaz zaczął chodzić po podwórku, chodził w kółko, niepokojąco skomlał i wpatrywał się w drzwi, czekając na jej powrót. Herman Pawłowicz nie mógł znaleźć spokoju. Był pewien, że coś stało się Mashy, ale nikt nie wiedział, gdzie jej szukać. Almaz był ich jedyną nadzieją.
— Mam złe przeczucie — powiedziała Vera cicho, patrząc z niepokojem na Germana.
— Nie możemy sobie nawet wyobrazić, gdzie może być. Ale może Almaz wie, gdzie musimy pójść.
Herman otworzył bramę, a pies, bez wahania, pobiegł do przodu, ale wkrótce zatrzymał się i spojrzał na nich.
— Szybko za nim! — Pobiegli do samochodu.
Almaz pewnie biegł w dół ulicy, jakby wiedział, dokąd iść. Jego droga prowadziła ich do starego, trzy-piętrowego domu, który wyglądał na opuszczony. Herman zatrzymał samochód przy krawężniku, a Vera otworzyła drzwi, by wypuścić psa. Almaz natychmiast ruszył do wejścia, wąchając powietrze, i wspiął się na drugie piętro. Tam zatrzymał się przy jednym z drzwi i głośno zaszczekał, wskazując, że dotarli w odpowiednie miejsce.
Herman nie wahał się. Natychmiast nacisnął dzwonek. Drzwi otworzyły się niemal natychmiast, a Almaz ruszył do środka, niemal przewracając staruszkę. Wyglądała na zaniedbaną, a jej wzrok pełen był irytacji i złośliwości.
— Wynoś się stąd! — krzyknęła, machając na Almaz.
Pies zręcznie unikał ciosu i biegł dalej, w kierunku pokoju.
Herman i Vera ścigali go. Mieszkanie było w opłakanym stanie. Wszędzie walały się śmieci, a powietrze było ciężkie od kurzu i wilgoci. Almaz dotarł do zamkniętych drzwi i zaczął drapać je łapami. Herman pchnął drzwi, a te otworzyły się.
Na starym, zapadniętym łóżku leżała Masha. Jej twarz i ręce były pokryte siniakami, jej wzrok bledł, ledwo oddychała.
— To… to Masha? — szepnęła Vera, bojąc się podejść bliżej.
— Co ci do tego? Ta łajza przyniosła skradzione ubrania do mojego domu, i teraz ją nauczę, żeby nie zabierała cudzych rzeczy, zapewniam cię!
Herman złapał się za głowę, starając się powstrzymać wściekłość. Potem zwrócił się do kobiety, a jego głos zabrzmiał groźnie:
— Dopilnuję, byś trafiła do więzienia!
Bez zbędnych słów ostrożnie podniósł Mashę w ramiona. Almaz szedł obok, nie spuszczając z niej wzroku. Razem ruszyli w stronę samochodu.
Gdy lekarze zbadali Mashę, okazało się, że nie wróci już do tamtego domu. Vera, kontaktując się ze wszystkimi swoimi znajomymi i ich znajomymi, zdołała dopilnować, by ciotka została pozbawiona opieki nad dziewczynką.
Wkrótce Masha przeprowadziła się do domu Hermana i Very. Otoczyli ją ciepłem i troską, których nigdy wcześniej nie znała.
— Jesteś teraz naszą córką i nigdy cię nie zostawimy.
Masha nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Po raz pierwszy w życiu poczuła się naprawdę kochana, po prostu, bezwarunkowo, i że jest mile widziana. To uczucie było nowe, ale tak prawdziwe. Almaz leżał u jej stóp, patrząc na nią oddanymi oczami, jakby potwierdzając: teraz wszystko będzie dla niej w porządku.