The widow saw the doppelgänger of her deceased husband and fainted. The truth turned out to be stronger than any fiction.

Nocny telefon

Advertizement

W środku nocy Anna zerwała się na równe nogi, gdy nagle rozbrzmiał dźwięk telefonu. Z trudem opanowując rosnący niepokój, chwyciła słuchawkę. Od zawsze bała się telefonów, które dzwoniły w ciemności, szczególnie jeśli były z nieznanych numerów. Przeżyła to tylko dwa razy w życiu – raz, gdy zginęła jej matka, a potem, gdy w tragicznym wypadku samochodowym straciła męża.

— Czy to pani, Anna Siergiejewna? — zapytał nieznany głos po drugiej stronie.

Głos w jej głowie krzyczał: „Powiedz, że to pomyłka, odłóż słuchawkę i spróbuj zasnąć”. Jednak nieświadomie odpowiedziała:

— Tak, słucham.

Poczuła dreszcz na plecach, a ręce nagle stały się mokre od zimnego potu.

— Pani Anno, przepraszam, że przeszkadzam, ale nie znam całego pani imienia… Przetransportowano do naszego szpitala Marię Pietrowną Sokołową. Poprosiła, żebym poinformował panią o sytuacji.

W tej chwili serce Anny zatrzymało się na moment. Maria Pietrowną — jej teściowa, osoba, która była jej jedyną bliską rodziną po wszystkich tragediach.

— Co się stało? Gdzie ona jest? Przyjadę natychmiast! — wyszeptała przerażona.

— Proszę się uspokoić. Jest w oddziale kardiologii, miała zawał serca. Obecnie znajduje się na oddziale intensywnej terapii. Stan jest poważny, ale stabilny. Proszę przyjechać rano lub zadzwonić za kilka godzin, na pewno wszystko będzie dobrze.

Połączenie zostało przerwane, a Anna pozostała wciąż w osłupieniu. Jak to możliwe? Maria Pietrowną zawsze była przykładem siły, nigdy nie narzekała na zdrowie. I teraz to… zawał. Co mogło wywołać taki atak?

Z oczu zaczęły płynąć łzy, ale Anna szybko otrząsnęła się z tego stanu i zdecydowanie wstała z łóżka. Teraz już nie zaśnie. W szpitalu z pewnością jest pielęgniarka, która wyjaśni jej wszystko. Może teściowa potrzebuje czegoś — wody, ubrania.

Szybko się ubierała, myśląc o domku letniskowym Marii Pietrowną, gdzie spędzała ona większość swojego czasu. Anna uwielbiała tam przyjeżdżać. Działka była zawsze w idealnym porządku — równo posiane rośliny, piękne rabaty. Wszystko, co można było zerwać, smakowało wyjątkowo.

Na izbie przyjęć pielęgniarka spojrzała na nią z wyraźnym niezadowoleniem:

— Myślałam, że pani przyjedzie. Przecież mówiłam, że pacjentka jest na intensywnej terapii i nie pozwolimy pani jej zobaczyć.

— Czy mogę porozmawiać z lekarzem? — nalegała Anna.

— Lekarze są dostępni tylko w ciągu dnia.

Anna, nie poddając się, usiadła na krześle:

— Nie odejdę, dopóki nie porozmawiam z lekarzem. Moja teściowa może czegoś potrzebować.

Pielęgniarka przewróciła oczami:

— Na razie niczego nie potrzebuje. Kiedy przyjechała, powtarzała, że zapomniała podlać pomidorów i że wszystkie uschną. Ale jeśli pani chce, zapytam lekarza, czy może z panią porozmawiać.

Po chwili lekarz pojawił się, ale nie powiedział niczego, czego Anna by się nie spodziewała. Pielęgniarka już wszystko dokładnie wyjaśniła. Na razie nie potrzeba niczego — ani dziś, ani jutro. Wkrótce można zadzwonić i dowiedzieć się, co dalej.

Anna, przetrzymując łzy, mówiła cicho:

— Doktorze…

— Proszę się nie martwić — odpowiedział lekarz łagodnym tonem. — To silna kobieta, myślę, że wszystko będzie dobrze. Może to coś, co ją bardzo zaskoczyło. To mogło wywołać atak serca.

Wychodząc ze szpitala, Anna zaczęła rozmyślać o słowach pielęgniarki. Maria Pietrowną martwiła się o swoje ogródki. Trzeba będzie pojechać na działkę, wszystko uporządkować. Anna postanowiła wziąć kilka dni wolnego, by zadbać o grządki.

„Powinnam była pomyśleć o tym wcześniej” — wyrzucała sobie Anna, wracając do domu. „Czy naprawdę tak trudno było pomóc starszej osobie?”

To przecież była jej teściowa. Zawsze miały ze sobą ciepłe relacje. Maria Pietrowną kochała swojego syna i bardzo szybko zaakceptowała Annę, a ona…

Paweł i jego matka byli ze sobą bardzo związani. Rozmawiali jak najlepsi przyjaciele, żartowali, śmiali się. Gdy Maria Pietrowną zachorowała na zapalenie płuc, Paweł porzucił wszystko i czuwał przy niej, dopóki nie upewnili się, że stan jest stabilny. A Maria, z drugiej strony, panikowała, jeśli Paweł nie odebrał jej telefonu. Mimo swojej miłości, nigdy nie była nachalna.

Na zewnątrz zaczynał się dzień, kiedy Anna dotarła do swojego mieszkania. Westchnęła, spakowała torbę i zadzwoniła do szefa. Potem miała wyruszyć w drogę. Podmiejski dom Marii Pietrowną był oddalony o około pół godziny drogi. Anna posiadała samochód — Paweł kupił go niedługo przed wypadkiem. Po jego śmierci jednak nie mogła zmusić się do jazdy.

Gdy dotarła na działkę, powitała ją cisza i smutek. Uśmiechnęła się do domku, jakby mówiła do żywej istoty: „Nie martw się, wszystko będzie dobrze”. Dom wyglądał jak zawsze — zadbany, w porządku. Anna obejrzała podwórko — chwasty wyrwane, kwiaty pięknie kwitły. Zajęła się podlewaniem doniczek, bo te trzeba było podlewać dwa razy dziennie. Resztę zrobi później, gdy słońce nie będzie już tak mocne. Tak nauczyła ją teściowa.

— Aniu, to ty? — usłyszała za sobą głos sąsiadki.

Anna odwróciła się. Szybko zbliżała się do niej kobieta.

— Tak, dzień dobry.

— Co się stało z Marią? Kiedy wyjechałam na zakupy, a wróciłam, już ją zabrali.

— Miałą zawał. Teraz jest na intensywnej terapii, ale lekarz powiedział, że wszystko będzie w porządku. To podobno stres.

— Jaki stres? Tu zawsze cicho i spokojnie.

— A kto zadzwonił po karetkę? — zapytała Anna.

— Nie wiem. Myślałam, że ty wiesz.

— W te dni ludzie z działek się rozjeżdżają, każdy gdzie indziej — dodała sąsiadka. — Emerytury wypłacają przed czasem.

Anna westchnęła. Wyglądało na to, że nie dowie się, co tak naprawdę się stało. Rozpakowała rzeczy — miała zamiar zostać na tydzień — i wyszła podlewać kwiaty. Kiedy Maria wyzdrowieje, na pewno się ucieszy.

Dom był kiedyś zupełnie inny. To tutaj Maria Pietrowną się urodziła i wychowała, potem rodzina przeprowadziła się do miasta, a dom stał pusty przez wiele lat. Gdy Paweł dorósł, całkowicie go odnowili. Teraz był mały, ale nowoczesny i przytulny.

Anna wzięła wiadro i poszła do studni. Przypomniała sobie, że trzeba było podlewać ciepłą wodą. Gdy nalała wodę do wiadra, pochyliła się, by je podnieść, kiedy usłyszała:

— Może pomóc?

Anna podniosła wzrok. Głos należał do mężczyzny. Odwróciła się — i niemal zbladła. Przed nią stał Paweł.

— Co się z panią dzieje? Odsłońcie się! Co się tu dzieje?

Anna otworzyła oczy. Nieznajomy mężczyzna nachylił się nad nią, patrząc na nią z troską.

— W tym miejscu są dziwni ludzie — burknął. — Kiedy tylko się pojawiam, wszyscy mdleją. Może wezwać lekarza?

Anna w końcu dostrzegła wyraźniej, że to nie był Paweł. Oczy inne, brak jednego ząbka, który Paweł miał lekko krzywy. Wszystkie detale wskazywały na to, że to… jego bliźniak. Ale niesamowicie podobny.

— Kim pan jest? — zapytała. — I dlaczego pan tak przypomina Pawła?

— Przypominam Pawła? — powtórzył mężczyzna, zaskoczony. — Ciekawe. Pomogę pani wstać.
Kim pan jest?

Telefon zadzwonił w środku nocy. Anna obudziła się gwałtownie, zbijając strach z myśli, chwyciła słuchawkę. Nocne połączenia z nieznanych numerów były dla niej zawsze źródłem niepokoju. Zaledwie dwa razy w życiu odbierała takie telefony — kiedy zmarła jej matka i gdy tragicznie zginął mąż.

— Pani Anno? — odezwał się nieznajomy głos.

Głowa podpowiadała: „Powiedz, że to pomyłka, odłóż słuchawkę i idź spać”. Ale zamiast tego usta odpowiedziały:

— Tak, słucham.

Z ciała przeszły ją dreszcze, a dłonie pokryły się potem.

— Pani Anno, przepraszam za zakłócanie spokoju, nie znam całego pani imienia. Do szpitala trafiła Maria Pietrowna Sokołowa i prosiła, bym panią powiadomił.

W uszach Anny zabrzmiał tylko pusty dźwięk. Maria Pietrowna — jej teściowa, jedyna bliska osoba, która pozostała po wszystkich stratach.

— Co się jej stało? Gdzie ona jest? Przyjadę od razu! — wykrzyknęła Anna.

— Proszę się uspokoić. Jest w kardiologii, miała zawał. Teraz jest w intensywnej terapii. Stan jest poważny, ale stabilny. Proszę przyjechać rano lub zadzwonić później. Wszystko będzie w porządku.

Połączenie przerwało się nagle, a Anna nie potrafiła się otrząsnąć. Jak to możliwe? Maria Pietrowna zawsze wydawała się być niezłomna, pełna siły. To ona wspierała Annę po śmierci Pawła, choć to ona powinna być wtedy tą, którą pociesza się. A teraz? Serce… Nigdy nie narzekała na zdrowie. Co mogło wywołać taki atak?

Anna, ocierając łzy, szybko wstała z łóżka. Teraz nie miała już szans na sen. Pomyślała, że w szpitalu musi być dyżurna pielęgniarka, która powinna wyjaśnić wszystkie szczegóły. A może teściowa czegoś potrzebuje — wody, odzieży.

Pędziła, pakując się, wspominając wiejski dom Marii Pietrownej, gdzie teściowa spędzała większość roku. Anna uwielbiała tam bywać. Ogród był zawsze perfekcyjnie zadbany — równo przystrzyżone trawniki, kwiaty w pełnym rozkwicie. Zawsze można było zebrać owoce i warzywa prosto z krzaków, które smakowały wybornie.

W szpitalu pielęgniarka przywitała ją zimnym spojrzeniem:

— Jak myślałam, przyszła pani. Przecież mówiłam, że pacjentka jest na intensywnej terapii i nie ma szans, by pani ją zobaczyła.

— Chciałabym porozmawiać z lekarzem — upierała się Anna.

— Lekarze przyjmują dopiero rano.

Anna usiadła, nie zamierzając się poddać:

— Nie wyjdę stąd, dopóki nie porozmawiam z lekarzem. A poza tym teściowa może czegoś potrzebować.

Pielęgniarka pokręciła głową:

— Niczego nie potrzebuje. Chyba że… Kiedy ją przywieziono, powtarzała w półśnie, że zapomniała podlać pomidory i że wszystkie uschną. — Zamilkła na chwilę. — Poczeka pani tutaj, zapytam, czy lekarz może z panią porozmawiać.

Lekarz wkrótce się pojawił, ale niewiele dodał do tego, co powiedziała pielęgniarka. Na razie niczego jej nie potrzeba. „Za kilka dni będzie można zadzwonić” — powiedział, wychodząc.

Anna, nie mogąc opanować łez, zapytała:

— Doktorze…

— Proszę się nie martwić — odparł łagodnie. — Pani teściowa jest silna, wszystko będzie dobrze. Może jakiś stres ją wykończył, serce nie wytrzymało.

Opuszczając szpital, Anna myślała o słowach pielęgniarki. Maria Pietrowna martwiła się o ogródek. Należało teraz pojechać na działkę i zająć się grządkami. Anna planowała wziąć kilka dni urlopu, by uporządkować wszystko, tak jak teściowa ją tego nauczyła.

„Dlaczego nie pomyślałam wcześniej?” — myślała, idąc do domu. — „Czy naprawdę tak trudno było pomóc starszej osobie?”

Zawsze miały dobre stosunki z teściową. Paweł i Maria Pietrowna byli nierozłączni, jak przyjaciele. Paweł zawsze dbał o nią, nawet gdy była chora. Maria Pietrowna była wspaniałą matką, choć czasami bardzo martwiła się o syna, chcąc wiedzieć, gdzie jest, gdy tylko nie odbierał telefonu.

Anna dotarła na działkę, gdzie czekał na nią poranek pełen ciszy. Na podwórku panował spokój, tak jak zawsze. Zaczęła podlewać kwiaty, jak tego nauczyła ją teściowa.

— Aniu, to ty? — usłyszała nagle głos sąsiadki.

Anna odwróciła się. Sąsiadka podchodziła w jej stronę.

— Tak, dzień dobry.

— Cześć, Aniu. Co się stało z Marią? Poszłam do miasta, a jak wróciłam, już ją zabrali.

— Miała zawał serca. Teraz jest na intensywnej terapii, ale lekarze zapewnili, że wszystko będzie w porządku. Powiedzieli, że to stres.

— Jak to stres? Tu przecież zawsze jest spokojnie.

— A kto zadzwonił po karetkę? — zapytała Anna.

— Nie wiem. Myślałam, że ty wiesz.

— W tych dniach ludzie na działkach się rozjeżdżają. Emerytury wypłacają wcześniej, więc każdy gdzieś wyjeżdża — dodała sąsiadka.

Anna westchnęła. Wyglądało na to, że nie pozna prawdy o tym, co się stało. Rozpakowała swoje rzeczy i wyszła znów na podwórko. Kiedy Maria Pietrowna wyzdrowieje, na pewno będzie szczęśliwa, że Anna wszystko uporządkowała.

Domek teściowej kiedyś był zupełnie inny. Mieszkała tu z rodziną, zanim przeprowadzili się do miasta. Po latach Paweł i Anna odnowili go, by był nowoczesny, przytulny, ale zachowujący swoją duszę.

Anna nabrała wody przy studni, gotowa do podlewania kwiatów. Gdy zgięła się, by podnieść wiadro, usłyszała:

— Mogę pomóc?

Odwróciła się. Mężczyzna patrzył na nią z troską.

— Może pomóc? — powtórzył. — Tak wszyscy mdleją, gdy mnie widzą. Może lekarza wezwać?

Anna patrzyła w osłupieniu. W jego oczach dostrzegła coś znajomego. Ten mężczyzna wyglądał jak Paweł. Z jego oczu, twarzy, sylwetki. Tylko że… To nie był Paweł. Wzrok, ząb, rysy twarzy… Wszystko wskazywało na kogoś bardzo podobnego, ale jednak innego.

— Kim pan jest? — zapytała z drżeniem w głosie. — I dlaczego pan tak przypomina mojego męża?

— Przypominam pana Pawła? — zapytał z uśmiechem. — To ciekawe. Mógłbym pomóc pani wstać?

Anna wstała i otrzepała się.

Advertizement