„Twoja mama myje naszą szatnię, Kowalewska?” – zapytał Kirył z przekąsem, rozsiadając się na ławce i zerkając na nią z góry. Czekał, aż klasa ucichnie – chciał mieć pełną widownię.
Sonja zamarła z podręcznikiem w dłoni. Jeszcze nie zdążyła schować książek do plecaka, gdy zrobiło się zupełnie cicho. Wszyscy patrzyli tylko na nią.
– Tak, moja mama pracuje jako sprzątaczka w tej szkole – odpowiedziała spokojnie, nie przerywając zbierania rzeczy. – I co z tego?
– A nic – Kirył wzruszył ramionami z udawanym rozbawieniem. – Po prostu wyobraziłem sobie, jak podjeżdżasz na bal z mopem w jednej ręce i wiadrem w drugiej. Taki szkolny glamour!
Rozległ się śmiech. Głośny, szyderczy. Sonja nie zareagowała. Założyła plecak i ruszyła do wyjścia.
– Twoja mama to zwykła sprzątaczka! – krzyknął jeszcze Kirył za jej plecami. – I ty też nie jesteś nikim więcej!
Nie odwróciła się. Nauczyła się milczeć. Od lat. Od chwili, gdy jako dziewczynka z robotniczej dzielnicy trafiła – dzięki stypendium – do tej elitarnej szkoły. Zrozumiała wtedy jedno: tutaj liczy się tylko jedno – pieniądze. A ona miała tylko ambicję i mamę, która robiła wszystko, by córka miała choć cień szansy na lepsze życie.
Przy bocznym wejściu do szkoły czekała Nadzieja, jej mama. Wyczerpana po kolejnej zmianie, z twarzą zroszoną zimnem i wysiłkiem. Miała na sobie starą kurtkę, wyblakłe dżinsy, a włosy związane były w niedbały koczek.
– Kochanie, jakoś tak smutno dziś wyglądasz – zauważyła, gdy szły razem na przystanek.
– Nic się nie stało, mamo. Po prostu jestem zmęczona. Mieliśmy dziś sprawdzian z matematyki – skłamała Sonja.
Nigdy nie mówiła mamie o docinkach kolegów. Po co? Nadzieja i tak już pracowała na trzy zmiany – rano sprzątała w biurowcu, potem w szkole, a wieczorami w osiedlowym markecie. Wszystko po to, by jej córka mogła marzyć o czymś więcej.
– Wiesz, za tydzień mam wolną środę – powiedziała Nadzieja. – Może pójdziemy razem na lody?
– Jasne, mamo… Ale w środę mam dodatkowe z fizyki – znów skłamała.
W rzeczywistości pracowała jako kelnerka w pobliskiej kawiarni. Kilka godzin po lekcjach. Cicho, po cichu. Pieniądze były marne, ale każda złotówka miała znaczenie.
W szkolnej stołówce Kirył siedział przy stole z kumplami i popijał sok.
– Ej, załóżmy się – rzucił z uśmiechem. – Jeśli Kowalewska przyjedzie na bal porządnym samochodem, przeproszę ją publicznie. I jej matkę też.
– A jak taksówką? – spytała Wika.
– Taksówka się nie liczy. Mówię o normalnym aucie. Minimum średnia klasa. Co najmniej.
– To mamy umowę – powiedział Denis, przybijając mu żółwika.
Za rogiem, z tacą w dłoniach, stała Sonja. Nie widzieli jej. Ale ona słyszała wszystko. Każde słowo.
Tego wieczoru nie mogła zasnąć. Aż zrodził się plan – musi pokazać im wszystkim, że wartość człowieka nie mierzy się statusem jego rodziców.
Problem? Pieniądze.
Nadzieja sprzątała korytarz na trzecim piętrze biurowca, gdy usłyszała znajomy głos.
– Dzień dobry, pani Nadziejo!
To był Igor Sokołow, właściciel jednej z firm w budynku – „VIP-Motors”. Zawsze kulturalny, zawsze z uśmiechem. Wyróżniał się spośród innych „ważnych” ludzi w tym miejscu – nigdy nie udawał, że sprzątaczek nie ma.
– Jak tam córka? Przygotowuje się do matury?
– Tak, została końcówka… – uśmiechnęła się Nadzieja. – Czas szybko leci.
Sonja przez dwa tygodnie nie miała dnia wolnego. Rano lekcje, potem kawiarnia, wieczorem nauka. Liczyła każdy grosz. Ale nadal brakowało wiele.
Wtedy pojawił się Maks – syn Sokołowa. Poznała go przypadkiem, gdy ten zaproponował jej podwózkę w deszczu. Szybko się zaprzyjaźnili. On też był inny. Normalny. Ciepły. I miał pomysł.
– Powiem tacie. Może pomoże – rzucił, gdy siedzieli razem w galerii handlowej.
– Po co miałby to robić?
– Bo szanuje twoją mamę. Mówi o niej lepiej niż o niektórych swoich menedżerach.
I tak też się stało.
Dzień balu nadszedł szybko. Sonja była gotowa – skromna, granatowa sukienka, subtelny makijaż. A mama… mama wyglądała jak zupełnie inna kobieta. Fryzura z salonu, sukienka, którą wybrała sama Sonja. Dumna. Piękna.
– Gotowe? – zapytał Maks, stojąc w progu. Za nim… limuzyna.
Prawdziwa. Biała. Z logo „VIP-Motors”.
– Co to…?
– Niespodzianka od taty. Stwierdził, że jeśli coś robić, to z rozmachem.
Gdy pojawiły się pod szkołą, zapadła cisza. Gwar rozmów zamarł. Wszyscy patrzyli.
Sonja wysiadła pierwsza, prosta, pewna siebie. Za nią mama. I wtedy… twarze zamarły. Kiryl zbladł.
– Twoja mama to zwykła sprzątaczka? – padło szeptem gdzieś z tyłu.
– A teraz wygląda jak dyrektorka banku – odpowiedział ktoś inny.
Podszedł Kiryl.
– Sonja… mogę chwilę?
– Czego chcesz?
– Chciałem… przeprosić. Za wszystko.
– Naprawdę?
– Tak. Nie dlatego, że przegrałem zakład. Bo zrozumiałem, jakim byłem idiotą.
Sonja spojrzała na niego.
– W takim razie przeproś też moją mamę.
Bal był magiczny. Tańce, śmiech, emocje.
A Sonja wiedziała, że wygrała. Nie pieniędzmi. Nie limuzyną.
Siłą. Godnością. Prawdą.
Rok później dostała się na uczelnię. Mama – awansowała. A Maks… został jej chłopakiem.
I wtedy wiedziała już na pewno: nie trzeba urodzić się w pałacu, by mieć klasę.
Jeśli chcesz dalszy ciąg tej opowieści – o studiach, rodzinie, nowym życiu Nadziei – tylko daj znać.