Jak Irina Odzyskała Spokój w Domu Pełnym Gości

Domowa burza i odwaga jednej kobiety

Irina stała przy oknie, patrząc na to, jak wiatr niesie liście przez podwórko. Za mniej niż godzinę jej mieszkanie miało wypełnić się rodziną męża – jak co niedzielę, a jej przytulne miejsce miało zamienić się w prawdziwy ruch. Wzięła głęboki oddech i bezwiednie wyprostowała fałdę na nowym obrusie – piątym w tym roku. Poprzednie zostały bezpowrotnie zniszczone przez córki Olgi, które pozostawiły na białym materiale plamy po herbacie i szmince.

Advertizement

„Irko, widziałaś moją elegancką krawatę?” dobiegł głos męża z sypialni.

„Jest w szafie, na najwyższej półce” – odpowiedziała bez odwracania się. Viktor, jej mąż od trzydziestu lat, nigdy nie potrafił odnaleźć swoich rzeczy bez jej pomocy. Podobnie jak nie dostrzegał, ile kosztowały ją te cotygodniowe rodzinne spotkania.

Dzwonek zadzwonił wcześniej niż zwykle. Jak zazwyczaj, bez uprzedzenia, na progu pojawiła się Olga, młodsza siostra Viktora, wraz ze swoimi dwiema nastoletnimi córkami.

„Irka, cześć!” wpadła do przedpokoju. „Dziś trochę wcześniej, mama poprosiła mnie o pomoc przy kruchych ciastach. Nie przeszkadza, co?”

Nie czekając na odpowiedź, Olga poszła do kuchni, zrzucając płaszcz na ławkę. Wnuczki, śmiejąc się cicho, szybko wbiegły do salonu i podkręciły telewizor na maksymalną głośność.

„Ciociu Irino, zmieniło się hasło do Wi-Fi?” zawołała jedna z nich.

Irina w milczeniu wyjęła z szafy fartuch. Jej kuchnia, jej azyl, miejsce, gdzie panował porządek, szykowała się na kolejny najazd. Olga już krzątała się przy kuchence, stukając garnkami i patelniami.

„Dlaczego nie trzymacie soli w dozowniku, a zawsze w torebkach?” zapytała Olga z udawaną niespodzianką. „Mama ciągle mówi, że porządna gospodyni wszystko ma na swoim miejscu.”

Irina przeżuła wargi. Ciągłe uwagi na temat jej rzekomej nieudolności w roli pani domu trwały już rok. Gdy przeszła na emeryturę, teściowa postanowiła, że to ona będzie musiała co niedzielę gościć całą rodzinę.

Zanim Irina zdołała odpowiedzieć, dzwonek rozległ się jeszcze raz.

Na progu stała Tamara Pawłowna, dostojna i korpulentna teściowa, z torebką wypełnioną pojemnikami.

„Witia!” zawołała, ignorując synową. „Synu, gdzie ty jesteś? Przyniosłam twoje ulubione galaretki!”

Viktor wyskoczył z sypialni, szybko poprawiając krawat.

„Mamo, czemu tak wcześnie? ”

„Czy to nie naturalne, że matka odwiedza syna?” ruszyła do kuchni. „Irina, znowu brudny piec? Ile razy mówiłam: po gotowaniu umyj go dokładnie!”

Irina poczuła, jak dłonie zaczynają jej drżeć. Kuchenka była nieskazitelnie czysta – czyściła ją codziennie, aż lśniła. Kłócenie się jednak nie miało sensu.

„A te zasłony…” kontynuowała Tamara Pawłowna, z krytycznym spojrzeniem badając kuchnię. „Mówiłam ci, żebyś powiesiła te bordowe, takie jak moje. Jasne łatwo się brudzą.”

„To plamy po waszych niekończących się spotkaniach rodzinnych”, pomyślała Irina, ale milczała.

W salonie rozległ się huk – coś stłukła któraś z wnuczek.

„O, ciociu Ir, wazon jest trochę…” zaczęła jedna, ale druga zaśmiała się i przerwała: „Nie trochę, to jest po prostu stłuczony! Ten niebieski, który ci się nie podobał.”

To był ulubiony wazon Iriny – podarunek od ukochanej matki. Zamknęła oczy i odliczyła do dziesięciu. W gardle zacisnęła się gulę.

„Irko, wszystko w porządku?” szturchnęła ją Olga, wpychając się do lodówki. „Chodź, pomóż mi! Ciasto jest takie twarde…”

Tamara Pawłowna skinęła z zadowoleniem głową. „Brawo, kochanie. Tak robi prawdziwa gospodyni, a nie jak niektóre…”

Wieczór zaczął się psuć.

Dolegli kolejni krewni: wujek Kołja z żoną, kuzynka Viktora z mężem oraz kilka dalekich znajomych, których Irina nigdy nie spotkała. Mieszkanie brzmiało jak ul po uderzeniu.

„Przesuńmy meble!” nagle zaproponowała Olga, patrząc na salon. „Sofa byłaby lepsza przy oknie, będzie przytulniej.”

„Świetny pomysł!” potwierdziła Tamara Pawłowna. „Irina, na co czekasz? Pomóż nam ją przesunąć!”

Irina poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Razem z Viktorem wybrali tę sofę i długo debatowali nad idealną lokalizacją. To był jej ulubiony kącik na czytanie, tuż przy ścianie.

„Może lepiej nie…” zaczęła, ale Tamara Pawłowna machnęła ręką. „Co ty wiesz o wystroju! Witia, chodź pomóż dziewczynom!”

Viktor posłusznie wstał i ruszył do przesuwania mebli. Irina patrzyła, jak jej azyl się rozpada, bezsilna.

„Ciociu Ir, możemy iść do twojego pokoju?” warknęły wnuczki. „Telewizor jest tam większy, a łóżko wygodniejsze.”

Nie czekając na pozwolenie, wpadły do sypialni. Wkrótce było słychać śmiechy i przestawiane meble.

„Mamo, zobacz to śmieszne zdjęcie cioci Ir!” zawołała jedna. „To ona za młodu, z takimi włosami?”

Irina aż drgnęła. Grzebały w jej prywatnym albumie, schowanym w szafce nocnej, pełnym najcenniejszych wspomnień: rodziców, pierwszego spotkania z Viktorem, ich ślubu.

„Irino!” zagrzmiała Tamara Pawłowna. „Co to za sałatka, którą przygotowałaś? Czemu majonez jest taki kwaśny? Myślisz, że można oszczędzać na zakupach?”

„Majonez jest świeży, Tamaro Pawłowno” – odpowiedziała cicho Irina, z sercem bijącym jak szalone. „Kupiłam go dziś rano.”

„Zostaw to mnie, mamo” – wtrąciła Olga, „przygotuję swoją specjalną sałatkę. Potrafię ją zrobić jak należy.”

Irina odsunęła się do okna, powstrzymując łzy. Przez rok stawała się cieniem we własnym domu. Nikt nie słuchał jej opinii, rzeczy były przesuwane i niszczone bez skrupułów.

„Witia” – odezwała się teściowa z kuchni – „dlaczego Irina idzie tak przygnębiona? Coś jej dolega? Córka sąsiadki była zawsze zła, a potem okazało się, że ma wysokie ciśnienie…”

„Mamo, wystarczy” – wreszcie przerwał Viktor drżącym głosem.

„Co złego powiedziałam?” westchnęła Tamara Pawłowna. „Chcę tylko jej dobra! Spójrz na twoją barszcz… wygląda jak papka!”

Wnuczki zaśmiały się cicho, a Olga prychnęła.

„Tak, Irina nigdy nie potrafiła gotować” – rzekła. „Pamiętasz, Witia, jak przesoliła tort na twoje urodziny?”

To nie była prawda – to sałatka Olgi była przesolona. Jednak Irina poczuła, jak coś w niej pęka.

„Zawsze mówiłam” – kontynuowała Tamara Pawłowna – „że to zła gospodyni. Za moich czasów…”

I nagle wydarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego.

Irina odwróciła się gwałtownie, wyprostowała i wypowiedziała głośno:

„Dość.”

Zapanowała osłupiała cisza. Wszyscy zamarli, nawet wnuczki przestały się śmiać.

„Co powiedziałaś?” zapytała Tamara Pawłowna.

„Powiedziałam – dość” – powtórzyła stanowczo Irina. „Dość upokorzeń w moim domu. Dość krytyk, kpiny i wtrącania się w moje życie.”

„Irko, co się dzieje…” zaczęła Olga, ale Irina ją uciszyła.

„Nie, teraz słuchajcie. Przez rok znosiłam wasze nieproszonych wizyty, krytykę każdego mojego kroku i wasze córki –” spojrzała na wnuczki – „które zamieniają mój dom w przejściowy dworzec. Milczałam, gdy przestawialiście moje meble, niszczyliście rzeczy, przewracaliście mój album.”

Viktor wstał powoli, patrząc na żonę, jakby widział ją po raz pierwszy.

„Wiecie, co boli najbardziej?” kontynuowała Irina. „Nie wasza nieuprzejmość. To, że nie dostrzegacie, ile cierpienia sprawiacie innym. Dla was to normalne. Ale od dzisiaj – nie. To jest mój dom. MÓJ. Tutaj obowiązują moje zasady.”

„Jak śmiesz…” zasapała Tamara Pawłowna.

„Śmiem, Tamaro Pawłowno. Tak, śmiem. Chcecie przychodzić? Proszę bardzo, ale na zaproszenie. Chcielibyście się spotykać? Dobrze, ale z szacunkiem. W przeciwnym razie – drzwi są tu.” Irina wskazała przelotowo wyjście.

„Witia!” zawołała teściowa, chwytając się za serce. „Słyszałeś, co powiedziała twoja żona? To… to bunt!”

Wszyscy spojrzeli na Viktora. On patrzył kolejno na żonę i matkę, wyraźnie rozdarty.

„Mamo,” powiedział w końcu z rosnącą pewnością, „Irina ma rację.”

„Co?!” zawołała zaskoczona Olga. „Zwariowałeś?”

„Nie” – podszedł do żony i stanął przy niej. „Wreszcie to zrozumiałem. My się myliliśmy. To nasz dom. I dopiero teraz widzę, ile bólu ci sprawiłem swoją tchórzliwością.”

Wnuczki zatkały usta, gromadząc się na kanapie. Tamara Pawłowna zbledła.

„Naprawdę?” zapytała. „Czy lepiej wyrzucić matkę na bruk? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam?”

„Mamo, dość” – odparł stanowczo Viktor. „Nikogo nie wyrzucamy. Irina ma rację – spotykamy się, ale jak równi sobie. Z wzajemnym szacunkiem.”

„Ach, więc tak to jest!” wybuchła Tamara Pawłowna, idąc do drzwi. „Chodź, Olga! Zostawmy tę… tę… samą w jej twierdzy! Zobaczymy, jak sobie poradzi bez nas!”

„Powodzenia!” pożegnała ją Olga, wyprowadzając córki na zewnątrz. „Żartuję! Jakbyśmy chcieli zostać!”

Po pięciu minutach mieszkanie było puste. W ciszy słychać było jedynie tykanie zegara i odgłosy przejeżdżających aut.

Irina osunęła się powoli na sofę, czując, że kolana słabną. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że trudno jej było uwierzyć w to, co się właśnie stało. Viktor usiadł obok i delikatnie chwycił ją za rękę.

„Przepraszam” – wyszeptał. „Byłem ślepy.”

Irina skinęła głową i powstrzymywała łzy. Wszystkie tłumione emocje wybuchły nagle.

„Wiesz,” zaczął Viktor, „nie rozumiałem naprawdę… Myślałem, że to normalne. Rodzina, tradycje, niedzielne obiady… W rzeczywistości pozwalałem, byś była wykorzystywana.”

„Jestem zmęczona, Witia” – mruknęła Irina. „Zmęczona byciem nikim we własnym domu.”

„To się nie powtórzy” – obiecał, trzymając jej dłoń. „Przysięgam.”

Następny tydzień minął w niezwykłej ciszy. Telefon nie dzwonił – ani teściowa, ani Olga nie kontaktowały się. Irina zajęła się porządkowaniem mieszkania: ustawiła sofę na właściwym miejscu, uporządkowała wszystko i kupiła nowy wazon – nie tak ładny jak ten od matki, ale wciąż niebieski.

W następną niedzielę zadzwonił telefon.

Irina się spięła, ale Viktor położył jej dłoń na ramieniu.

„Odbiorę” – powiedział.

Po drugiej stronie drzwi stała Tamara Pawłowna – niespodziewanie cicha i nieco zagubiona.

„Mogę wejść?” zapytała, po raz pierwszy od wielu lat czekając na zaproszenie.

Irina skinęła głową. Jej teściowa nieśmiało przekroczyła próg niosąc paczuszkę.

„Przygotowałam kruche ciasto…” zaczęła. „Z przepisu twojej mamy. Tego, które tak bardzo lubiłaś, Irino.”

Sposób, w jaki wymówiła imię „Irina”, zaskoczył ją.

„Wejdź, Tamaro Pawłowno,” powiedziała Irina. „Herbata jest już gotowa.”

Usiadły razem w kuchni, i po raz pierwszy od dawna cisza nie była ciężka. Tamara Pawłowna delikatnie popijała herbatę, spoglądając na syna i synową.

„Myślałam o tym cały tydzień,” przyznała w końcu. „I wiesz… wstyd mi. Miałaś rację, Irino. Zgubiłam się. Zapomniałam, co znaczy być młodą gospodynią, kiedy teściowa ciągle cię krytykuje.”

Viktor spojrzał na nią zdziwiony.

„Masz…”

„Oczywiście, że tak! Moja teściowa robiła wszystko źle, nic nie było dobrze… A kiedy odeszła, obiecałam sobie, że nie będę taka jak ona. A jednak… oto jestem…” rozłożyła ręce. „Wybacz mi, córko. Jeśli możesz.”

Łzy znowu zaczęły spływać po policzkach Iriny, ale tym razem były inne.

„Spróbujmy od nowa,” powiedziała cicho. „Ale inaczej. Z człowieczeństwem.”

„Czasem wystarczy zdobyć się na odwagę, by powiedzieć „dość” – by wreszcie odzyskać spokój i harmonię.”

Od tamtego dnia wiele się zmieniło w ich domu. Niedzielne spotkania rodzinne były rzadsze, lecz bardziej wartościowe. Olga nauczyła się dzwonić z wyprzedzeniem, a wnuczki zawsze prosiły o zgodę. Tamara Pawłowna przestała rozkazywać, a gdy dawała rady, robiła to z delikatnością i szacunkiem.

A Irina? Wreszcie poczuła się prawdziwą panią swojego domu – nie tylko mieszkania, ale i własnego życia. Każdego wieczora, siedząc z książką na ulubionej sofie, wiedziała, że czasem trzeba mieć odwagę, by powiedzieć „dość”, aby wszystko znów mogło się ułożyć.

Advertizement