Syn zamiast córki — a jednak dostałam wszystko, o czym marzyłam
Sala weselna tętniła życiem. Muzyka, śmiech, szum kieliszków i tańce — wszyscy cieszyli się ślubem Jakuba i Kingi. Ale gdzieś na uboczu, w cieniu dekoracji, siedziała kobieta, której oczy lśniły od łez. Nie była to wzruszona panna młoda, lecz matka pana młodego — Danuta Kowalska. Łzy nie były z radości. Ich źródłem była pustka, którą czuła w sercu. Świadomość, że jej rola się kończy. Że właśnie traci nie tylko syna, ale też część siebie.
Jeszcze jako młoda dziewczyna Danuta słyszała słowa swojej matki, które z biegiem lat wracały do niej jak echo:
„Syn odchodzi do żony, córka zostaje przy matce. Jeśli chcesz, żeby cię ktoś kochał na starość, urodź córkę.”
Wtedy wydawało jej się to przesadne. Życie miało przecież dopiero się zacząć. Nie myślała o starości, o samotności. Myślała o przyszłości, w której będzie matką małej dziewczynki. Wyobrażała sobie małe rączki splatające warkocze, różowe sukienki, wspólne pieczenie ciastek, rozmowy przed snem. Miała już nawet wybrane imię — Zosia. Takie proste, ciepłe, bliskie.
Zakupiła śpioszki w pastelowych kolorach, zbierała ubranka od przyjaciółek. Była pewna, że los jej nie odmówi. Ale życie napisało inny scenariusz. Urodziła chłopca.
Jakub od pierwszych chwil był dzieckiem niezwykle wrażliwym. Patrzyła na jego kręcone włosy, wielkie oczy, delikatne dłonie i myślała, że może Bóg po prostu podarował jej córkę… tylko w innej formie. Gdy był niemowlęciem, ludzie brali go za dziewczynkę. Śmiała się wtedy, ale w środku wciąż tęskniła za tym, co sobie wymarzyła.
Mimo to pokochała go całym sercem. Wychowywała samotnie, po tym jak rozstała się z mężem. Było trudno, ale Jakub był jej podporą. Rósł na mądrego, odpowiedzialnego chłopaka. Zawsze troskliwy, nigdy nie unikał rozmów. Ale gdzieś w głębi duszy Danuta nie mogła odpędzić uczucia, że pewnego dnia odejdzie… jak to synowie mają w zwyczaju.
I rzeczywiście — kiedy Jakub przedstawił jej Kingę, Danuta od razu wiedziała, że to nie jest przelotna znajomość. Patrzyli na siebie jakby cały świat wokół przestawał istnieć. On dojrzewał na jej oczach. Coraz bardziej był mężczyzną, coraz mniej „jej dzieckiem”.
Pół roku później oświadczył, że bierze ślub. Danuta zaniemówiła.
— Synu, nie lepiej byłoby jeszcze poczekać? Dokończ studia, ustabilizuj się… — próbowała go odwieść.
Ale Jakub tylko się uśmiechnął:
— Mamo, nie da się zaplanować miłości. Z Kingą wszystko ma sens. Jesteśmy zespołem.
W dniu ślubu wszystko wyglądało jak z bajki. Goście bawili się do rana, muzyka porywała do tańca, a Danuta… siedziała z boku, patrząc, jak jej chłopiec mówi „tak” innej kobiecie. I w tamtej chwili poczuła się tak, jak ostrzegała ją matka. Sama. Jakby drzwi się za nią zamknęły.
Ale wtedy podeszła Kinga. Zauważyła, że coś jest nie tak.
— Danuto, wszystko w porządku? — zapytała cicho, kładąc dłoń na ramieniu.
Danuta chciała odpowiedzieć zdawkowo, że to tylko emocje… Ale coś w spojrzeniu Kingi sprawiło, że zaczęła mówić. O tym, że zawsze marzyła o córce. O strachu przed samotnością. O tym, jak trudno być matką jedynego syna i godzić się z myślą, że nie będzie się już na pierwszym miejscu.
Kinga milczała. Potem delikatnie ją przytuliła i wyszeptała:
— Jeśli tylko chcesz, mogę być twoją córką. Zawsze tego pragnęłam.
Od tej rozmowy wszystko się zmieniło. Nowa relacja nie była wymuszona — była prawdziwa. Kinga dzwoniła, zapraszała na zakupy, pytała o rady w kuchni i w życiu. Danuta znów poczuła się potrzebna. Znów miała do kogo mówić: „Uważaj na siebie” i „Załóż coś cieplejszego”.
A potem przyszła na świat wnuczka. Mała Laura. Z burzą loków i uśmiechem, który przypominał Jakuba z dzieciństwa. Gdy Danuta wzięła ją po raz pierwszy w ramiona, poczuła coś, czego nie da się opisać słowami. Jakby jej młodzieńcze marzenie o córce w końcu się ziściło.
Kinga spojrzała na nią wtedy z czułością:
— Jest pani nie tylko babcią. Jest pani częścią nas. Zawsze.
Lata mijały. Jakub robił karierę zawodową, Kinga prowadziła własną firmę, a Danuta przeprowadziła się do nich. Miała swój pokój, swoje miejsce przy stole, swoje miejsce w sercach.
Dziś, siedząc na ławce pod blokiem, uśmiecha się do sąsiadek. Jedna z nich mówi o córce z Kanady, która dzwoni raz w miesiącu. Druga ma dwóch synów, którzy odwiedzają ją co niedzielę, ale zawsze w biegu. A Danuta tylko kiwa głową i mówi:
— To nie ważne, czy urodzi się chłopiec, czy dziewczynka. Ważne, jakim się stanie człowiekiem. Mnie los dał syna. I córkę, choć nie z ciała — z serca.
A kiedy Laura podbiega do niej z wiaderkiem piasku i mówi: „Babciu, patrz, zrobiłam ci tort!”, Danuta znów słyszy w myślach głos swojej mamy. Ale dziś już wie, że tamte słowa nie miały racji. Bo jeśli matka wychowa syna z miłością, ten wróci do niej z rodziną. I da jej wszystko, o czym nie zdążyła nawet pomarzyć.