Melodia jej serca – opowieść pełna wspomnień i tajemnic
Borys wracał powoli do domu, choć Luda dzwoniła już nie raz, natarczywie nalegając, by przyspieszył, bo inaczej dojadą do wsi grubo po północy.
Ostatnio Luda bywała bardzo spięta, często wybuchała złością. Złość sypała się jedna za drugą, a Borys miał tego dość. Wiedział, że jej kłopoty w pracy są poważne – grozi jej zwolnienie – lecz codzienne sprzeczki z błahych spraw również go wyczerpywały.
Tymczasem planowali tydzień spędzić na wsi. Luda wreszcie przejęła formalności dotyczące spadku po babci. Postanowiła wyburzyć stary dom i w jego miejsce zbudować nowoczesny, komfortowy domlet.
– Gdzie ty teraz jesteś? Już spakowałam się! Korek nas zatrzyma! – krzyczała do telefonu, po raz kolejny wybierając numer męża.
– Nie krzycz, już podjeżdżam. Przydałoby się coś zjeść, podgrzej coś szybko, dobrze?
– Co ty mówisz? Wszystko już spakowałam, resztę wyrzuciłam z lodówki! Powinieneś był zjeść w pracy.
– OK – westchnął Borys i rozłączył się.
W przedpokoju czekało na niego kilka walizek, a żona stała z wyniosłym spojrzeniem w obcisłym sportowym komplecie. Luda idealnie rozumiała, co wypada ubrać na wieś…
Borys powoli zlustrował ją od stóp do głów.
– Nic nie uciska? – zażartował z drobnym sarkazmem.
Luda błysnęła spojrzeniem.
– Zakręć wodę, geniuszu. Będę czekać na dole.
Wyszła do holu i wezwała windę.
Borys ciężko oddychnął, powoli poszedł do kuchni, nalał sobie szklankę zimnej wody i usiadł przy stole.
Przed nimi była daleka droga, więc potrzebował chwili spokoju. Po pięciu minutach, podczas oglądania telewizji, zgasił światła, wypakował walizki i nagle zatrzymał się przy przejściu, wrócił do pokoju i chwycił akordeon.
Kiedyś grał, potem porzucił instrument. Mimo że był stary, nie chciał go sprzedać.
– Może na wsi się przyda, chociaż jakieś rozrywki! – pomyślał i ponownie wezwał windę.
Początkowo podróżowali w ciszy. W końcu Borys zapytał:
– Powiedz, kto zbudował ten dom, kto tu mieszkał?
Luda wzdychnęła. Nie chciała rozmawiać, lecz czuła się winna wobec męża za swoją ostrość słów.
– Dom powstał chyba przed wojną. Mieliśmy wielu krewnych i pomocnych rąk. Przed wojną mieszkała tu moja prababcia Zoja z matką. Podczas wojny u niej na świat przyszła babcia Tatiana, moja babcia. Babcia Tatiana nie pamiętała prababci, bo ta odeszła na front po otrzymaniu wiadomości o śmierci męża. Nie pamiętam dokładnie, czy była łączniczką, czy sanitariuszką – trzeba spytać mamę. Mała Tatiana została z krewnymi i tak przetrwała wojnę, potem wyszła za mojego dziadka i wyprowadziła się do miasta.
– Rozumiem. A gdzie prababcia jest pochowana? Mama wie?
Luda oglądała migające światła mijających samochodów i poczuła lekki zawrót głowy.
– Nie znaleźliśmy grobu. Umarła już w ’44, ale nikt nie wie gdzie dokładnie. Babcia Tatiana chyba nie szukała, a mama tym bardziej.
– Szkoda – odparł cicho Borys. – Jedziemy do jej domu, ale sami nie znamy miejsca, gdzie leży…
– Nie przejmuj się! Dom należał do nas dawno temu.
Borys zerknął na żonę, lecz ona nie zrozumiała jego myśli. Postanowił nie rozwijać tematu.
Dom powitał ich ciszą i chłodem. Nagie światło żarówki odkrywało skromne sprzęty: drewniany stół, kilka krzeseł wypolerowanych przez lata, toaletkę, niski kredens pokryty kurzem.
– Jutro posprzątamy. Teraz zjedzmy coś i pójdźmy spać – odparła Luda z wyrzutem, zdając sobie sprawę, że nie powinna na Borysa się denerwować, choć trudno jej było to kontrolować.
– Umowa stoi. Tu jest chyba elektryczna kuchenka? Może jajecznica? – mężczyzna zmęczonym głosem zaproponował.
– Dobrze, szybko coś przygotuję. Odpocznij chwilę.
Luda wyszła do kuchni. To miejsce było ulubioną ostoją też babci Tatiany, która często przyjeżdżała tu z miasta, by odpocząć na łonie natury.
Poza domem śpiewał słowik, unosił się zapach rzeki, której nurt płynął tuż za domem prababci Zoji.
Borys otworzył okno i głęboko zaczerpnął świeżego, lekko kwaskowatego aromatu bzu. Czuł się tu naprawdę dobrze.
Ranek przyniósł śniadanie, po którym Luda postanowiła przejrzeć szafy. Nie była zdecydowana co zrobić z domem – wyburzyć czy odnowić, ale na pewno nie podobała się jej stara, lakierowana meblościanka z litego drewna, pamiętająca poprzednie pokolenia.
Większość szuflad i półek przerzucała do worków na śmieci, nie zwracając uwagi na ich zawartość – dla niej to był po prostu niepotrzebny balast.
Borys pomagał jej, kiedy nagle natknął się na coś owijanego w kolorowy, ozdobny szal, starannie zawiązany wstążką.
– Co to? Lud, zobacz, znalazłem coś! – delikatnie położył znalezisko na stole.
– Znowu jakieś starocie! Rozwiąż, zobaczymy, co jest w środku.
Ostrożnie rozwinął płótno i zamarł. W środku znajdowała się wyprasowana, letnia sukienka z cienkiej bawełny, biała w drobne niebieskie kwiatki oraz zdjęta i owinięta w tkaninę warkocz.
– Okropieństwo! Natychmiast to wyrzuć! Jak można takie rzeczy trzymać? – Luda cofnęła się od stołu.
– Poczekaj, czyj to może być warkocz i sukienka?
Luda zamyśliła się. Coś o tym słyszała, ale nie uważnie słuchała babci Tatiany.
– Chyba to ta, która poszła na front. Mówili, że była piękną, długowłosą kobietą. Kiedy odchodziła, podobno jej ścięto włosy, a ona zostawiła ten warkocz matce na pamiątkę. Straszne, prawda?
– A sukienka? Też jej?
– Pewnie. Wyrzuć to i tyle.
Luda wróciła do porządków, a Borys cicho odwijał warkocz i sukienkę, chowając je do szuflady. Nie potrafił pozbyć się pamiątki po przodkach swojej żony.
Upłynął dzień. Luda zabrała się gorliwie, choć bez większych efektów, do sprzątania, a Borys był zadowolony z każdej chwili odpoczynku od miejskich trosk.
Wieczorem znów się pokłócili o drobiazg. Borys, zgrzytając zębami, wyszedł na zewnątrz, usiadł na ławce i wyjął akordeon. Ręce intuicyjnie pamiętały każdy dźwięk, choć palce trochę się zacinały, a ręka poruszała się pewnie po klawiaturze.
Dźwięki nienachalne, doskonale komponujące się z wiejskim krajobrazem, rozniosły się nad mgłą unoszącą się z pól i nad płynącą niedaleko rzeką. Borys poczuł, że po wielu latach znów czerpie przyjemność z gry, jakby znalazł się na scenie, o której zawsze marzył.
„Pamięć mięśniowa jest niezwykła” – uśmiechnął się do siebie Borys.
Wygrywał znane melodie, w tym piosenkę, dzięki której kiedyś wygrał konkurs młodych wykonawców.
„Ach, droga, ty dzwonisz, moja harmonijko…”
„Andruszko”. Ta melodia wydawała mu się kiedyś przestarzała, nie chciał się jej uczyć, ale teraz wspominał nuty z radością.
„Chłopcy są odważni, dziewczyny płomienne, wszyscy zaraz zaczną gadać bez końca!”
Grał, nie widząc, jak za rogiem zatrzymała się i nieśmiało patrzyła na niego dziewczyna. Przyciskała policzek do starych bali domu, bawiła się końcami misternie splecionego, długiego, pięknego warkocza. Jej biała suknia z delikatnym niebieskim wzorem poruszała się na wietrze.
Dziewczyna uważnie słuchała, czasem wargi poruszały się cicho, śpiewając – nie chciała, by mężczyzna ją dostrzegł.
„Ach, Andruszko, czy nam być smutnym…” – grał akordeon.
Nagle Borys poczuł spojrzenie i szybko się obejrzał. Dziewczyna nie uciekła, stała nieruchomo spleśniała ze ścianą.
– Kto tam? – zawołał Borys, lecz nikt nie odpowiedział.
– Po co krzyczysz? – Luda wyjrzała z okna i spojrzała na niego surowo.
– Wydawało mi się, że ktoś stał przy domu. Zawołałem tylko.
– Kto tu przyjdzie? Sąsiedzi już wyglądali meble i wszystko sobie zabrali na nowy dom.
– Tak, zgoda – Borys nie chciał się sprzeczać.
Następnego dnia odwiedzili ich mieszkańcy pobliskich gospodarstw. Dokładnie oceniali meble, dotykali, dyskutowali. Borys czuł się nieswojo. Luda burzyła rodzinne gniazdo, nie próbując nic ocalić.
Wieczorem znowu usiadł na słonecznej ławce i grał.
– Świetnie ci idzie! Jesteś muzykiem, wybacz moją natarczywość! – powiedział szczupły, prosty staruszek, który zatrzymał się przy furtce.
– Dziękuję, kiedyś grałem, potem rzuciłem.
– Szkoda, masz talent! Zagraj coś jeszcze, proszę!
– Proszę, wejdź, usiądź, a ja zagram. Lud, przynieś nam herbaty! – zawołał Borys, chcąc zaimponować gościowi.
Grał, a staruszek słuchał w milczeniu, kiwał głową i uśmiechał się. Słuchała też dziewczyna, znów ukryta przy domu, cierpliwie czekająca.
Borys zagrał „Andruszkę”. Łzy spłynęły po policzkach dziewczyny, która nie powstrzymywała płaczu. Wreszcie mogła wyrazić smutek. Staruszek cicho nucił, starając się trzymać rytm. Śpiewała także nieznajoma.
– Wiesz, – odezwał się w końcu dziadek. – Mówiono, że w naszej wsi był harmonista, Andrzej. Zoja, kiedyś młoda dziewczyna, mieszkała w tym domu. Jesteście z nią rodziną?
– Moja żona jest jego prawnuczką.
– No cóż. Zoja wyszła za niego za mąż. Wspólnie kochali tę piosenkę. Kiedy Andrzej zginął, przyszła do Zoji wiadomość i uciekła na front. Ta piosenka jest specjalna, nie bez powodu ją znasz!
Borys słuchał uważnie, chciał przywołać Ludę, aby poznała historię rodziny, ale zrezygnował – żona była zajęta rozmową telefoniczną.
– Wiesz, gdzie jest pochowana Zoja? – zapytał niespodziewanie.
– Nie, nie tutaj. Podobno gdzieś daleko. Podobno mają też grobowiec w kościele niedaleko, z tabliczką, ale dawno temu. Muszę już iść, jest późno.
Staruszek podziękował za gościnę i odszedł. Dziewczyna poszła w kierunku rzeki, długo szła brzegiem, po czym zniknęła za zakrętem.
Podczas kolacji Borys opowiedział Ludzie wszystko.
– Może pójdziemy jutro na cmentarz poszukać jej grobu? – zaproponował.
– Możemy spróbować, choć wątpię, czy coś tam zostanie. To strata czasu.
Borys zasmucił się, patrząc na zmęczoną żonę z podkrążonymi oczami, zupełnie inną niż ta, którą kochał kilka miesięcy temu.
– Lud? Usiedź, porozmawiajmy.
Posłusznie usiadła.
– Co się z tobą dzieje? Co cię niepokoi?
– Nic mi nie jest! Skąd masz takie myśli?
– Wiem, że to praca cię męczy, po prostu ją rzucaj. Odpoczniesz, zajmij się domem, zadbaj o wystrój, stwórz przytulne miejsce. To twój dom rodzinny. Pomyśl tylko, że budował go twój prapradziadek. Tu żyli twoi przodkowie, chodzili po tych podłogach. To coś niezwykłego!
Borys objął żonę. Spojrzała zamyślona.
– I co z tego? To wszystko stare!
– Nie! Takie rzeczy trzeba szanować. Ja nie mam swojej historii, nic nie wiem o babciach i dziadkach. Mama też nie była mi bliska. Jestem szczęśliwy? Nie! A ty masz tę historię, przemyśl to!
Luda milczała, myśląc zarówno o pracy, jak i tym, co powiedział Borys, a także o tym, czego sama pragnie.
– No dobrze, jutro pójdziemy na cmentarz, a potem zobaczymy! – ucałowała męża. – Grać ci naprawdę dobrze!
– Dziękuję! – uśmiechnął się z zadowoleniem.
Z samego rana po śniadaniu udali się na wiejski cmentarz. Stare i nowe groby, niektóre zadbane, inne porzucone. Znalezienie tego właściwego miejsca okazało się trudne.
– Szukacie czegoś? – usłyszeli głos młodych ludzi.
– Dzień dobry! Szukamy grobu mojej prababci Zoji, ale nie jest to jej prawdziwy grób, nikt nie wie, gdzie została pochowana.
– Nieprawdziwy grób? Interesujące! Jestem opiekunem tego cmentarza. Stare groby są tam, na wzgórzu. Sprawdźcie, może znajdziecie tabliczkę.
Wskazał na małe wzniesienie po lewej stronie.
Borys i Luda podeszli tam, przeszukując groby. Luda odgarnęła kwiaty rosnące spontanicznie.
– Chyba znalazłam! – delikatnie dotknęła zardzewiałej, porośniętej mchem tabliczki prawie połowicznie schowanej w ziemi.
– Zoja Ryżkowa! Imię ojca zatarte. 1918-1944! To na pewno ona! – zawahała się, po czym przystąpiła do oczyszczenia grobu z chwastów.
– Pójdziemy po rękawiczki, trawa jest ostra, poranisz dłonie! – zaproponował Borys, ale Luda machnęła ręką.
Do wieczora uporządkowała grób, przyniosła kwiaty od sąsiadów, które posadziła w żyznej ziemi.
Luda uśmiechała się przez cały wieczór. Borys przypomniał sobie, jak piękny miała uśmiech.
– Chodź na ławkę, zagram dla ciebie! – zaproponował.
– Czekaj, chciałam zapytać… Nie wyrzuciłeś tego zawiniątka, prawda? Widziałam, że nie. Gdzie ono jest?
– E… schowałem do szuflady.
– A może położymy to na grobie prababci Zoji? Niech zostanie z nią na jej ziemi, prawdziwej mogile. Co ty na to? – spojrzała w męża z czułością.
Borys zawahał się, nie wiedząc, jak to się robi i czy kościół na to pozwoli. W końcu zdecydował, że Luda ma rację.
– Dobrze, jutro zapytamy opiekuna lub księdza, co zrobić.
Po chwili ciszy Borys wyszedł z instrumentem na zewnątrz. Luda została sama, pragnęła otworzyć zawiniątko ponownie. Czuła wstyd za wcześniejszą niechęć.
Borys zaczął grać. Nagle na ławkę obok niego usiadła dziewczyna. Najpierw pomyślał, że to Luda, ale szybko się zorientował i zamarł.
– Przepraszam, nie bój się, tylko posłucham i pójdę. Zagraj, proszę, „Andruszkę”!
Borys z zaskoczeniem przyglądał się nieznajomej. Długi warkocz i suknia – jak w tym zawiniątku. Mężczyzna wziął głęboki oddech.
– Ty… Jesteś Zoją?
Dziewczyna smutno wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Nie pamiętam nic poza tą piosenką. Ładnie się robi, gdy ją słyszę!
Borys zrozumiał – zaginęła, zapomniała o miejscu w świecie. Choć dawno odeszła, coś jej nie pozwalało odejść naprawdę. Może zawiniątko, a może coś innego – trudno powiedzieć.
Grał raz, drugi, trzeci raz. Dziewczyna cicho śpiewała i się uśmiechała. W jej oczach nie było już pustki, tylko światło radości. Jej melodyjny głos wyśpiewał kolejne zwrotki.
„Ach, Andruszko, czy nam być smutnym? Nie chowaj harmonii, graj na wszystkie sposoby. Przyłóż się, aż góry zaświecą blaskiem, aż zielone sady zaśpiewają…”
– Dobrze! Jak dobrze! Jestem zmęczona, a teraz czuję się lekko! – wyszeptała, kiedy Borys przestał grać.
– Zojo, przepraszam, mogę zaprosić żonę? Jest twoją prawnuczką, powinna się z tobą spotkać, póki…
– Póki co? – zmarszczyła brwi.
– Póki nie znajdziesz spokoju…
– Och, to o tym… – pomyślała. – Twoja żona to ta kobieta, co teraz mieszka w domu?
– Tak, Luda.
– Piękna. Nie wolno jej zapraszać, przestraszy się, a teraz nie jest na to gotowa.
– Dlaczego? – zdziwił się Borys.
– Bo nosi pod sercem córeczkę, a ja nic nie pamiętam, nie przeszkadzaj jej. Zagraj na pożegnanie jeszcze raz, proszę…
Borys patrzył na nią oszołomiony, później zaczął powoli przesuwać palce po klawiszach. Dziewczyna dopasowała się do spokojnej melodii. Jej głos zrobił się melancholijny, a łzy znów potoczyły się po policzkach.
– Dziękuję, żegnaj! Dbajcie o córeczkę, nie zostawiajcie jej ani na moment!
Zoja pochyliła się i czułym, matczynym gestem pocałowała Borysa w czoło, po czym szybko skierowała się ku rzece. Borys wiedział, że już się nie spotkają.
Wzruszył się i uśmiechnął. Będą mieli córeczkę! Luda będzie zaskoczona, że on już o tym wie, a ona jeszcze nie!
Następnego dnia ksiądz zgodził się odprawić ceremonię pogrzebową na grobie Zoji. Jej rzeczy, starannie ułożone w ładną szkatułkę, pochowali, Borys odnowił tabliczkę, a Luda zasadziła kolorowe kwiaty.
Wieczorem dziewczyna już nie pojawiła się przy domu, lecz Borys kilkakrotnie zagrał jej ulubioną melodię, czując, że jest to konieczne.
Podsumowanie: Ta poruszająca historia ukazuje znaczenie rodzinnych więzi i pamięci o przodkach. Przez muzykę i wspomnienia bohaterowie odnajdują spokój i łączą przeszłość z teraźniejszością, ucząc nas, jak ważne jest pielęgnowanie historii rodzinnej oraz miłość, która potrafi pokonać każde rozterki.