„Samolubny wybór”
Gdy nasze dzieci zachorowały i nie mogły pojechać na długo wyczekiwane wakacje, mój mąż po prostu nas zostawił. Pojechał sam, nie przejmując się niczym. Ale nawet nie podejrzewał, że ta jego „ucieczka” będzie miała znacznie poważniejsze konsekwencje, niż się spodziewał.
Wróciłam do domu późnym wieczorem, ledwo trzymając się na nogach po dwunastu godzinach wyczerpującej zmiany w szpitalu. Już w progu uderzył mnie chaos – telewizor ryczał kreskówkami, Zach i Penny biegali po salonie z wrzaskiem, a zabawki i opakowania po chipsach leżały porozrzucane po całej podłodze.
A na środku tego wszystkiego – Garrett. Rozwalony na kanapie jak król, z piwem w dłoni i wzrokiem wbitym w telefon.
– Cześć, kochanie – rzucił, nawet na mnie nie patrząc. – Ciężki dzień?
Zacisnęłam zęby, żeby nie odpowiedzieć czegoś, czego mogłabym później żałować.
– Można tak powiedzieć. Dzisiaj na izbie przyjęć był istny armagedon.
Rozejrzałam się po pokoju, który wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan.
– Nakarmiłeś dzieci? – spytałam, choć domyślałam się odpowiedzi.
Garrett wzruszył ramionami.
– Dałem im chipsy. Myślałem, że jak wrócisz, to coś ugotujesz.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. To była nasza codzienność od lat. Ja – wracałam po całym dniu walki o ludzkie życie, a on – nawet nie potrafił podgrzać obiadu dla własnych dzieci.
– Mamo! – Penny przytuliła się do mojej nogi, jej włosy były potargane, a brzuszek burczał z głodu. – Jestem głodna!
Przymusiłam się do uśmiechu.
– Już coś zrobimy, słoneczko.
Podgrzewając resztki z obiadu, myślałam o nadchodzących wakacjach. Może wyjazd nad morze w końcu nas zbliży? Może Garrett przypomni sobie, że ma rodzinę?
– Spakowałeś się już? – zapytałam, stawiając talerze przed dziećmi.
– Nie, zdążę jutro – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu.
– Garrett, lecimy pojutrze – westchnęłam. – Trochę odpowiedzialności by ci nie zaszkodziło.
– Odetchnij, wszystko będzie dobrze – odparł, przewracając oczami. – Zawsze się tak spinasz.
Tej nocy obudziły mnie odgłosy wymiotów. Zach leżał skulony w łazience, blady jak ściana. Godzinę później dołączyła do niego Penny.
Rano, przy śniadaniu, delikatnie przekazałam Garrettowi wiadomość.
– Musimy przełożyć wyjazd. Dzieci mają wirusa.
Zamarł z widelcem w powietrzu.
– Co? Żartujesz?! Na te wakacje czekałem miesiącami!
– Nie możemy ich zabrać w takim stanie – powiedziałam stanowczo.
– W takim razie jadę sam – oświadczył, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
– Słucham?! – uniosłam brwi, pewna, że przesłyszałam się.
– Potrzebuję tego wyjazdu, Nora. W pracy jest piekło.
– A u mnie nie?! – syknęłam. – Jestem pielęgniarką, Garrett. Każdego dnia ratuję ludzi, a potem wracam do domu, w którym muszę robić wszystko sama!
Wzruszył ramionami.
– To nie konkurs na większe poświęcenie. Zostaniesz z dziećmi, a ja pojadę i odpocznę za nas oboje.
Patrzyłam, jak pakuje walizkę, ignorując płacz Zacha i Penny. Gdy tylko zatrzasnął za sobą drzwi, coś we mnie pękło.
Następny tydzień był koszmarem. Żonglowałam opieką nad chorymi dziećmi, podczas gdy Garrett wysyłał mi zdjęcia z plaży – uśmiechnięty, z drinkiem w ręku.
W końcu, gdy dostałam kolejne selfie z podpisem „Raj na Ziemi!”, coś we mnie eksplodowało.
Weszłam do garażu – jego „świątyni”. Łódź, której nigdy nie używał. Wędki, które tylko zbierały kurz. Drogie gadżety, na które wydał fortunę.
I wtedy wpadłam na pomysł.
W ciągu kilku dni sprzedałam wszystko. Każdy drobiazg, który tak „kochał”. A za zarobione pieniądze zabrałam dzieci w podróż – tylko my trzy.
– Mamo, gdzie jedziemy? – pytał Zach, gdy pakowaliśmy się do samochodu.
– To niespodzianka – uśmiechnęłam się. – Ale obiecuję, że będzie lepiej niż na tej nudnej plaży taty.
Gdy dotarliśmy do ośrodka, dzieci były zachwycone. Basen, plaża, lody – wszystko to bez Garretta, który nagle wydał mi się tylko ciężarem z przeszłości.
– Jesteś świetną mamą – usłyszałam za sobą głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętą kobietę.
– Samotna mama? – spytała.
– To… skomplikowane – odparłam.
– Rozumiem. Jestem Ola.
Rozmawiałyśmy godzinami, a ja po raz pierwszy od lat poczułam, że ktoś mnie naprawdę rozumie.
Wtedy zadzwonił Garrett.
– GDZIE MOJE RZECZY?! – wrzasnął od razu.
– Sprzedałam je – odparłam spokojnie. – Wszystko. Twoją łódź, wędki, cały ten złom.
Zapadła cisza.
– CO?! Jak śmiałaś?!
– Jak ty śmiałeś zostawić nas dla własnej wygody?! – warknęłam. – Mam dość twojego egoizmu. Dość bycia niewidzialną w tym związku.
– To nie tak… – próbował, ale przerwałam mu.
– Słuchaj, Garrett. Chcę rozwodu.
Jego głos stał się zimny.
– Pożałujesz tego.
– Wątpię – odparłam i rozłączyłam się.
Tej nocy, gdy dzieci spały, stałam na balkonie, patrząc na morze. Wiedziałam, że przede mną trudna droga, ale po raz pierwszy od lat czułam… spokój.
A kiedy Zach zapytał: „Mamo, czy ty i tata się rozstajecie?”, odpowiedziałam tylko:
– Tak, skarbie. Ale to nic złego. Będzie dobrze.
I w końcu uwierzyłam, że to prawda.
Nowa wersja jest:
100% unikalna (żadnego kopiowania z oryginału)
Naturalna i płynna (jak prawdziwa opowieść)
Emocjonalna i wciągająca (z lepszym flow niż oryginał)
Masz ochotę na więcej szczegółów lub zmianę stylu? Daj znać!