Na dobre i na złe — na zawsze razem, bez względu na wszystko.

— Tomek, spójrz, jaką sukienkę kupiłam! Podoba ci się? — zapytała Iga, pokazując mu nowy nabytek.

Advertizement

Tomek podniósł wzrok znad gazety i uśmiechnął się ciepło.

— No dawaj, trochę się obróć! Sukienka jest przepiękna, naprawdę ci pasuje — powiedział z czułością.

— Też tak myślałam — odparła Iga. — Przeszukałam cały sklep, już miałam wychodzić z niczym, a na końcu zobaczyłam właśnie tę i od razu się w niej zakochałam. Założę ją na urodziny Marysi latem.

Nagle Tomek zmienił ton na poważny.

— Nie zakładaj jej — powiedział stanowczo.

Iga zmarszczyła brwi.

— Dlaczego?

— Bo będziesz wyglądać piękniej niż solenizantka, a to nie wypada — odparł spokojnie.

Iga wybuchnęła śmiechem, a Tomek pomyślał, że jej śmiech jest naprawdę piękny.

— Ty!

Iga podbiegła do lustra, jeszcze raz podziwiając sukienkę. Błękitna tkanina idealnie podkreślała kolor jej szarych oczu.

Tomek patrzył na nią, ale czuł ciężar w sercu. Wciąż nie powiedział jej prawdy — nie wiedział, jak się do tego zabrać. Miał nadzieję, że sytuacja się poprawi.

— A kiedy jedziemy na wakacje? — zapytała Iga, ciągle przyglądając się swojemu odbiciu.

— We wrześniu — odpowiedział z ochrypłym głosem.

— Trzeba będzie wcześniej kupić kostiumy kąpielowe. Mam tylko dwa, to za mało.

Tomek zamknął oczy. Nie mógł dłużej ukrywać prawdy. Chciał ją chronić, ale wiedział, że to bez sensu. Musiał się jej zwierzyć.

— Igo, usiądź proszę — powiedział stanowczo.

Odwróciła się, ciągle uśmiechnięta, lecz gdy zobaczyła jego poważną minę, zbladła.

— Co się stało, Tomek? — zapytała z troską, siadając obok niego.

— Mam złe wiadomości…

— Boże… Nie męcz mnie, co się dzieje? Czy wszyscy są zdrowi? Mama dobrze się czuje?

— Wszyscy są zdrowi — uspokoił ją. — Ale moja firma zbankrutowała.

Iga patrzyła na niego, próbując pojąć te słowa.

Pobrali się pięć lat temu. Tomek był o dziesięć lat starszy, ale Iga zakochała się w nim bez pamięci. Wiek nie miał dla niej znaczenia. Wtedy jego biznes dopiero się rozwijał i nikt nie myślał, że łączy ich coś dla pieniędzy. Każdy, kto ich znał, widział, jak bardzo się kochają.

Mówili, że niektóre małżeństwa są pisane w gwiazdach. Tak było w ich przypadku. Byli jak dwie połówki jednej całości. W ich życiu nie było miejsca na kłamstwa ani zdrady.

Po ślubie biznes Tomka rozkwitł. Zaczęli zarabiać coraz lepiej, szybko zamienili małe mieszkanie na przestronny dom. Kupili samochody, często wyjeżdżali na wakacje. Ich spokojne życie jeszcze bardziej się poprawiło.

Tomek uważał, że mężczyzna, biorąc ślub, bierze na siebie obowiązek utrzymania rodziny. Żona mogła pracować, ale jej zarobki nie powinny być głównym źródłem utrzymania. Nawet nie wiedział, ile zarabiała Iga. Zazwyczaj wydawała pieniądze na siebie: salony piękności, zakupy, drobiazgi. Czasem kupowała jedzenie lub płaciła rachunki, ale to była jej decyzja. Główny ciężar spoczywał na nim. Tak było dla niego wygodniej.

Teraz jednak musiał przyznać się do porażki i własnej słabości.

Pojawiła się nawet myśl, że jeśli Iga zechce odejść po upadku firmy, zrozumie ją. Bo nie spełnił swojego zadania.

— Od dawna tak jest źle? — zapytała cicho.

— Od kilku miesięcy. Myślałem, że się wykaraskam, ale nie udało się. Dziś ogłoszono bankructwo. Przepraszam…

Tomek spuścił głowę, wstydząc się spojrzeć jej w oczy.

— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — zapytała z żalem.

— Nie chciałem cię tym obarczać. Myślałem, że sam sobie poradzę.

— Tomek! — oburzyła się. — Jesteśmy rodziną. W zdrowiu i chorobie, pamiętasz? Naprawdę myślałeś, że będę cię kochać tylko w dobrych chwilach?

— Po prostu nie chciałem kłaść tego na twoje barki — westchnął.

— Już dobrze — uśmiechnęła się, klepiąc go po ramieniu. — Poradzimy sobie. Co zamierzasz zrobić?

— Nie wiem — odpowiedział. — Musimy policzyć oszczędności. Poszukam pracy. Może później spróbuję jeszcze raz zacząć biznes…

— Dobrze — wstała z kanapy. — Sukienkę zwrócę.

— Nawet nie myśl! — wstał szybko. — Wyglądasz w niej świetnie i sam ją lubisz.

— Nic się nie stało — uspokoiła go. — Mam dużo sukienek, a na urodziny Marysi i tak nie wypada jej założyć, mówiłeś.

Tomek uśmiechnął się, czując ciężar w sercu.

— To tyle, ile kosztują dwa tygodnie zakupów. Teraz to ważniejsze — dodała. — Jak sytuacja się poprawi, kupię sobie nową, jeszcze ładniejszą.

Wieczorem przeliczyli budżet. Jeśli zacisną pasa i uwzględnią dochody Igi, starczy na pół roku.

— W najgorszym razie sprzedamy jeden samochód — powiedziała.

— Od jutra zaczynam szukać pracy — zapewnił. — Jeśli nic sensownego nie znajdę, pójdę do magazynu, kurierem, taksówkarzem… byle nie być na twoim utrzymaniu.

Iga milczała, jakby liczyła coś w myślach.

— Tomek, mówiłeś, że chcesz założyć nowy biznes…

— Tak, mam kilka pomysłów, ale boję się, że teraz nie stać mnie na start i boję się kolejnej porażki.

— Pomyślimy — powiedziała.

Całą noc nie mogła zasnąć. Wiedziała, że Tomek ma duszę przedsiębiorcy. Jeśli się teraz podda, będzie jeździł taksówką do końca życia. A to nie dla niego. On musi coś tworzyć, budować.

Nie chodziło o pieniądze, tylko o satysfakcję.

Rano poprosiła, by opowiedział o swoich planach. Wysłuchała go z uśmiechem i sięgnęła do szafy po kopertę z odłożonymi oszczędnościami, którą położyła przed nim.

Advertizement