— Nie narzekaj! Masz dom, więc gości też przyjmiesz. My przyjeżdżamy! — stwierdziła stanowczo szwagierka.

— Nie zapłaciłeś?! Jak to możliwe?! Dlaczego?! — Swietłana, czerwieniąc się, wyjrzała z łazienki, gdzie właśnie ręcznie prała ubranka dla dziecka.

Advertizement

A jutro trzeba zabrać córkę do przedszkola, a z czystymi ubraniami wielki problem. Dodatkowo, jak na złość, pralka się zepsuła. Na naprawę brak środków — portfel świeci pustkami.

— Przecież niedawno dałem Witkowi piętnaście tysięcy na meble. Obiecał, że niedługo odda, ale jak na razie — nic, — powiedział Sergiusz, rozkładając ręce. — Teraz nie mam tych pieniędzy, sam widzisz.

— Żartujesz?! A bank nie będzie czekał! Szukaj po znajomych — dzwoń do mamy, siostry, kogokolwiek! Pożycz na kilka dni, aż dług wróci! — Swietłana prawie nie wybuchła.

Znowu to samo. Zawsze, gdy mowa o kredycie hipotecznym, pojawia się jakaś katastrofa. W zeszłym miesiącu Sergiusz dostał wypłatę z opóźnieniem, do tego pomniejszoną. A teraz dług nie został zwrócony. I zawsze to zdarza się jemu — człowiekowi, który pomaga wszystkim, a sam zostaje w tarapatach.

— Zadzwoń do swoich. Zapytaj ich, — mruknął Sergiusz.

— Co ty mówisz?! Jesteśmy im już dwa razy winni! I za zeszły miesiąc, i za ten. Zapomniałeś? — odpowiedziała Swietłana, wściekła. — Dzwoń do swoich, bo moi już nas ratują. Ktoś musi zapłacić — nie oddadzą tej hipoteki sami.

Sergiusz z niechęcią sięgnął po telefon i zadzwonił do starszej siostry, która mieszkała w mieście.

— Cześć, Galu. Jak u was? — jego głos brzmiał niepewnie.

— Sergiusz! Cześć, kochanie! — odpowiedziała radośnie Galina. — Ojej, dobrze, że zadzwoniłeś! Sama już chciałam ci zadzwonić. Tyle rzeczy do załatwienia przed wyjazdem!

— Wiesz, dzwonię, bo mamy z Swietą problem z kasą. Musimy zapłacić za mieszkanie, a portfel pusty. Możesz nas wesprzeć? Jak Witku odda, od razu wszystko zwrócę.

— O! Właśnie planowaliśmy do was przyjechać! A wy w takim razie na kredycie? To dopiero nowina! Jak zamierzacie nas przyjąć, skoro sami na dnie? — zaśmiała się Galina, choć w jej głosie słychać było wyrzut.

— Goście?.. Do nas?! — zdziwił się Sergiusz.

— Co? Jakie goście?! — Swietłana wyjrzała z łazienki, cała w pianie.

— Wracaj tam, — machnął na nią Sergiusz, wyraźnie zirytowany.

— Tak, goście! — nie ustępowała siostra. — Co, nie cieszysz się?! Nie martw się o kasę. Pożyczę, ile trzeba.

— Dzięki, Galu… Ale może lepiej pojedziecie do rodziców?.. — ostrożnie zaproponował Sergiusz, już wyobrażając sobie, jak Swietłana zareaguje.

— Co? Że do rodziców? A dlaczego nie do was? — zdziwiła się Galina. — Do rodziców jeździmy regularnie, a do was jeszcze nie. Wy już pół roku mieszkacie w swoim domu, a nikogo nie zapraszacie. My z Igorem i dziećmi chcemy przyjechać na kilka dni, zobaczyć, jak tam u was. Co, nie cieszysz się, że nas zobaczysz? Może ktoś w waszej rodzinie jest chory?

— Nie o to chodzi, Galu. Tyle spraw na głowie, że nie wiem, od czego zacząć. W lodówce myszy, kasy brak, pralka się zepsuła, suszarka spaliła się, internetu nie opłaciliśmy… Swietłana ciągle zestresowana. Słowem, nie mamy nic, — zaczął się tłumaczyć Sergiusz.

— O, przestań narzekać! Brak pieniędzy, lodówka pusta… Jakbym słuchała siebie! Zawsze byłeś optymistą! Jesteście zdrowi, żyjecie — to już dużo. Reszta to drobiazgi. Goście przyjadą, bo mają gdzie. A wszystko, czego potrzeba, przywieziemy. Czekajcie nas jutro!

Galina odłożyła słuchawkę. Kilka minut później na konto Sergiusza wpłynęła kwota wystarczająca na zapłatę kredytu hipotecznego.

— O, jest! Przelew przyszedł, — powiedział Sergiusz.

— No to zapłać. Co zwlekasz? — wtrąciła Swietłana.

— Mam jeszcze jedną wiadomość… Jutro przyjeżdża Galia z rodziną, — cicho powiedział Sergiusz, spuszczając wzrok.

— I nie mogłeś im odmówić?! Powiedziałbyś, że pożyczymy kasę sami, nie mamy teraz czasu na gości. Co im podamy?! — Swietłana była wściekła.

— Próbowałem! Słyszałaś rozmowę. Ale Galia to jak czołg. Nic jej nie powstrzyma. Powiedziała, że wszystko przywiezie.

Następnego dnia, pod wieczór, pod mały, zadbany dom Vasyliewów podjechała duża ciężarówka. Wysiadała z niej cała wesoła rodzina Galiny.

— Witajcie, rodzinko! — z uśmiechem zawołała, otwierając furtkę na jeszcze nie w pełni zagospodarowane podwórko.

Swietłana stała na progu z Sergiuszem i córką Wirą.

— Cześć, Galu. Cześć, Igorze, — powitał ich oschle Sergiusz.

— Witamy, — dodała zimnym tonem Swietłana.

— Swietłano, co się stało, że taka smutna? Chodź, przytulmy się! — powiedziała radośnie Galina. — Tak czekałam na tę chwilę! A moją piękną siostrzenicę też chcę przytulić! Cześć, Wiro!

Galina objęła całą rodzinę brata z nieudawanym entuzjazmem, jakby zarażając ich swoją radością. Igor i dzieci również uścisnęli dłonie i pocałowali Swietłanę oraz Wirę, co wyraźnie je zawstydziło.

Po powitaniach Igor z Galiną zaczęli wyciągać z auta paczki, torby i pudła, które ledwo mieściły się w bagażniku.

— O, to przenośny grill, chłopaki go szybko złożą. A tu mamy mięso na kebab, wczoraj marynowaliśmy. Mamy też rybę, kiełbasę, sery, świeże warzywa i zioła. I to nie wszystko — wzięliśmy owoce, słodycze, ciasteczka, ciasta, herbatę, kawę. Nawet o „mocne” nie zapomnieliśmy! — wymieniała Galina zawartość torb, a Sergiusz ze Swietłaną tylko się wymieniali spojrzeniami.

— Po co tyle dobra? — zdziwiła się Swietłana, patrząc na cały zapas.

— Spokojnie! Mamy dużą ekipę, wszystko zjedzą, — powiedziała Galina, machając ręką.

Potem Galina wyciągnęła z torby elegancką lalkę dla Wiry.

— To dla ciebie, moja księżniczko! — podała prezent.

— Dziękuję! — Wira nie mogła oderwać wzroku od lalki, zachwycona oglądała ją.

W tym momencie z ulicy dobiegł dźwięk sygnału od ciężarówki „Gazeli”, która właśnie podjechała do bramy.

— Kto to może być? — zdziwił się Sergiusz. — Pewnie pomylili adres.

— Nie, wszystko w porządku. To do was, — uśmiechnął się Igor. — Sergiusz, chodź, pomóż mi przenieść pudło.

Podczas gdy mężczyźni przenosili ogromne pudło przez podwórko, Galina podeszła do Swietłany.

— Swietłano, to nasze pierwsze odwiedziny u was. Z Igorem postanowiliśmy, że nowe mieszkanie to świetna okazja, by wam coś użytecznego dać. Przyjmijcie od nas pralkę. Niech wam służy przez lata i ułatwi życie.

— Co wy? To przecież bardzo droga rzecz! Jeszcze byśmy tę starą naprawili, — zaskoczeni gospodarze patrzyli na prezent.

— Dla rodziny nic nie szkoda! Jak mówi nasza mama: „Nie oszczędza się na bliskich”, — uśmiechnęła się Galina. — Sergiusz, chodź, zamontujemy ją, a dziewczyny rozpakują produkty i przygotują stół. Dzieci pomogą.

Wkrótce rodzina gości z zainteresowaniem zwiedziła podwórko i nowe mieszkanie gospodarzy, wychodząc z pełnym zadowoleniem.

— Brawo, że wzięliście dom! To była świetna decyzja. Teraz czas zamówić brata dla Wiry, — mrugnęła Galina.

Kiedy wszyscy zebrali się przy obficie nakrytym stole, Sergiusz szczerze podziękował siostrze i jej mężowi:

— Uratujście nas. Nawet nie wiecie, jak bardzo to było na czasie. Bardzo dziękuję!

— Ja również dziękuję, — dodała Swietłana. — Ręce mi już odpadają, pierzę ręcznie jak w ubiegłym wieku. Nie myślałam, że będę musiała to kiedyś wspominać.

— I to jeszcze nie koniec! — powiedziała Galina z dumą. — Twój dzień urodzinowy był niedawno, prawda?

— Tak, — odpowiedziała Swietłana, trochę zawstydzona.

— Wspaniale. Przyjmij od nas kolejny prezent — suszarkę nowej generacji z wszystkimi akcesoriami. Będziesz najlepsza i najpiękniejsza w okolicy!

— Ojej, to niewiarygodne! Trafiliście w punkt — mój się właśnie spalił, — zdziwiła się i ucieszyła Swietłana, przyjmując prezent.

W atmosferze od razu zrobiło się cieplej — zarówno od słów, jak i od serdeczności.

Przez kolejne dwa dni goście nie próżnowali. Wszyscy razem zabrali się za porządki: oczyszczono podwórko z zarosłych malin i wiśni, przycięto suche gałęzie drzew, wykopano ogródek, przygotowano grządki na nowy sezon. Sergiusz i Igor nie tylko naprawili starą altankę, ale i pomalowali ją na jaskrawo-niebieski kolor. W środku postawili stół i ławki — teraz było gdzie usiąść w cieniu.

— Widzicie, następnym razem będzie gdzie usiąść. Trzeba też zrobić grill, — zaproponował Igor.

— Na pewno! A z takimi pomocnikami — można by budować chiński mur! — zaśmiał się Sergiusz.

Życie nabierało tempa. A rodzinę trzeba chronić. Zwłaszcza tę, która szczerze chce być blisko.

Advertizement