Córka zniknęła 5 maja. Walentyna spędziła cały wieczór w ogrodzie – śnieg już stopniał, trzeba było przygotować ziemię do sadzenia. To była trzecia wiosna, kiedy musiała zajmować się ogrodem sama, i już nie bolało tak bardzo jak wcześniej.
Mąż odszedł przed Nowym Rokiem. W wiosce krążyły plotki, że mąż chodzi do Nastki. Walentyna nie wierzyła. To nie mogło się wydarzyć, bo starała się być idealną żoną: nie zabierała pensji, jak inne kobiety, nie narzekała na ryby, nie prosiła o nową pralkę, gdy stara się zepsuła. Pamiętała, jak matka swoimi awanturami odstraszała każdego mężczyznę, wszyscy się z niej śmiali. Kiedyś rozwód to był wstyd, a jej matka zdążyła się rozwieść trzy razy.
Walentyna nie chciała podążać śladami matki, postanowiła, że będzie idealną żoną. Urodzi trójkę dzieci, żeby przywiązać męża na stałe.
Trójki dzieci nie udało się mieć. Po tym, jak urodził się syn, który żył tylko kilka miesięcy, lekarze odradzili jej kolejne ciąże.
– To dziedziczne – powiedział lekarz. – Kolejne dziecko też może być chore.
Walentyna nie lubiła wracać do tych wspomnień. Jej ideał rozpadł się w tym czasie, Sergiej musiał przejąć obowiązki w domu i opiekę nad córką. Głęboko w sobie wiedziała, że to przez ten załamanie się ich związek zakończył. Nie udało się naprawić rodziny po stracie syna. I tak Sergiej poszedł do Nastki, choć nie było w niej nic szczególnego: zwykła kobieta, z dwójką dzieci.
W ogrodzie Walentyna poczuła pot, postanowiła rozpalić piec w łaźni. Chciała poprosić Taneczkę, by nabrała wody, ale jej nie było. Zdziwiła się, bo przecież nie zapowiadała, że gdzieś wychodzi.
Ostatnio z Taneczką było ciężko, była ciągle niezadowolona.
– Mamo, nie słuchasz mnie! – mówiła. – Po co pytasz o moje oceny?
A Walentyna nie wiedziała, o co pytać, oprócz ocen. Zgubiła moment, kiedy mała dziewczynka w warkoczykach zmieniła się w smutną nastolatkę. Na ostatnie urodziny dała jej lalkę, na którą Taneczka się zdenerwowała! Walentyna nie mogła marzyć o takiej lalce, gdy była dzieckiem.
Kurtki Taneczki nie było. Ani butów. Prawdopodobnie poszła do koleżanki. Walentyna poczuła niepokój, bo córka nigdy wcześniej nie robiła czegoś takiego, ale ostatecznie zignorowała ten niepokój. Sama nabrała wody, rozpaliła piec, zaglądała przez okno. Taneczki nadal nie było. W jej piersi pojawił się niepokój. Walentyna wyszła na ganek, spojrzała przez bramę. Ktoś szedł w stronę domu, ale było to wyżej niż Taneczka. Spojrzała uważniej, zamarła – to był Sergiej. I przeczucie poczuła jak ciężar w żołądku.
Zatrzymał się przy bramie, jakby niepewny, czy wejść. Walentyna podeszła do płotu, czekając, co powie.
– Taneczka… – powiedział Sergiej. – Przyszła dzisiaj, powiedziała, że będzie z nami mieszkać.
Walentyna zamarła. Jej twarz stwardniała, język nie chciał współpracować, a w ustach poczuła się jak martwa ryba.
– Z nią nic nie można zrobić – dodał Sergiej. – Mówi, że nawet w korytarzu będzie spać. Pokłóciliśmy się?
Walentyna przełknęła sucho i odpowiedziała:
– Nie, nic się nie pokłóciliśmy. Poczekaj, pójdę do niej.
– Nie trzeba. Pomyślałem, że jak chce, to niech mieszka.
– W sensie „niech mieszka”?
– Niech żyje. Nastka się nie sprzeciwia.
Oto teraz. Nastka zabrała jej męża, a teraz zabrała córkę.
– A co ze mną? – zapytała Walentyna.
– Co z tobą? Odpocznij. Przyszedłem po to, że Taneczka chciała, żebyś jej pozbierała rzeczy. Bo sama się boi.
Walentyna poczuła ciężar na ramionach, piersi ścisnęły się. Powlekła się do domu, zaczęła zbierać książki, zeszyty, ubrania z szafy, zabawki. Lalke, którą dostała na urodziny, na początku położyła, ale potem ją wyjęła. Nie podobała się jej ta lalka.
Kiedy wyszła z domu, twarz była mokra. Nie miała siły ukrywać łez.
– Walentyna, co się dzieje?
– Nic. Nie rwij mi serca, idź.
Sergiej, zgarbiony, trzymając torby w rękach jak baty, oddalał się. Walentyna długo patrzyła na jego znikającą postać, a kiedy skręcił w zaułek, wytarła twarz dłonią i poszła do łaźni.
Córkę trzeba było odzyskać. Walentyna nie wiedziała jak to zrobi, ale zrobi to.
Następnego dnia poszła do szkoły. Punkt medyczny był niedaleko, zamknęła go i poszła. Czekała na dzwonek, czaiła się przy klasie.
– Co wymyśliłaś? – zapytała Walentyna.
Taneczka spuściła wzrok, zacisnęła usta.
– Odczep się. Będę mieszkać u taty. Nie zabronisz mi.
– Myślisz, że tata cię potrzebuje? A Nastka? Chciałaś być Zosią Samosią?
– Jakbyś mi była potrzebna! – wrzasnęła Taneczka. – Odczep się, mówiłam! Nie wrócę do domu.
Tego dnia punkt medyczny był zamknięty. Walentyna zostawiła kartkę na drzwiach i poszła najpierw do domu, ale w domu nie czuła się lepiej, więc postanowiła pójść na cmentarz: odwiedzić ojca i syna.
Na cmentarzu Walentyna zawsze się uspokajała. Posprzątała groby, wyobraziła sobie, jaki byłby teraz ich z Sergiejem syn. Zastanowiła się, czy może nie posłuchała lekarzy? Taneczka przecież była zdrowa, można było spróbować jeszcze raz. W jej piersi było zbyt wiele wolnego miejsca na miłość, a ani Sergiej, ani Taneczka nie potrzebowali tej miłości.
Wieczorem Sergiej znów przyszedł: okazało się, że nie wszystkie rzeczy Walentyna zebrała, córka wysłała go po spódnicę, którą od dawna nie nosiła, i po podręcznik, którego przez pół godziny szukali razem, ale nie znaleźli.
– Może herbaty wypijemy? – zaproponował Sergiej. – Coś zmęczyłem się tymi poszukiwaniami.
– Dobrze – zgodziła się Walentyna.