Mój tata ma teraz 57 lat, zaledwie kilka lat więcej niż mama. Mam już 30 lat, własną rodzinę i małego synka. Wydawało mi się, że wszyscy dawno już dorosliśmy — ja i moi rodzice. Przynajmniej tak myślałem.
Jednak kilka miesięcy temu poczułem, jak grunt usuwa się spod moich stóp. Mój tata — silny, siwy, o postawie wojskowego — nagle oznajmił, że odchodzi. Chce rozwodu.
Nie dowiedziałem się tego od razu. Najpierw usłyszałem to szeptem od mamy, później od samego taty. Moja pierwsza reakcja to był szok. Jak to możliwe? Tata, który zawsze wydawał się uosobieniem pewności i rozsądku, nagle postanowił zostawić mamę, rodzinę i nasz dom w Mytiszczi. Czy to zdrada? Nowa miłość? Co go mogło do tego skłonić?
Nigdy nam niczego nie brakowało — własne mieszkanie, samochód w garażu, stałe dochody. Rodzice budowali wszystko razem, z rozwagą. Byłem z nich dumny, szczególnie z taty, który uczył mnie, jak być mężczyzną — uczciwym i silnym. A tu nagle coś takiego.
Okazało się, że nie ma żadnej kochanki. Po prostu… znudziło mu się życie w rutynie. Chciał czegoś więcej. Codzienne obowiązki, odpowiedzialność — wszystko zaczęło go przytłaczać. Postanowił odejść.
Najdziwniejsze było to, że mama nie robiła awantur. Wysłuchała go spokojnie, dała mu kilka dni na przemyślenia, a potem sama zaprosiła go do rozmowy.
— Rozwodu na razie nie będzie — powiedziała stanowczo. — Przynajmniej na pół roku.
Zgodziła się, by tata wyprowadził się na sześć miesięcy, ale pod jednym warunkiem: nie ma prawa zabierać niczego ze wspólnego majątku — ani samochodu, ani pieniędzy. Tylko swoje rzeczy osobiste. Reszta zostaje w domu.
Dodała też:
— Po pół roku, jeśli nadal będziesz chciał rozwodu — podpiszemy to bez sprzeciwów.
Kilka dni później spotkałem tatę. Wyglądał… inaczej. Wolny, ale zagubiony.
Wynajął jednopokojowe mieszkanie na uboczu, zabrał kilka worków z ubraniami i stary kufer z narzędziami. Pensja wystarczała na chleb i rachunki. I wierzył, że to początek nowego życia.
Później dowiedziałem się, co się działo dalej.
Tata założył profile na portalach randkowych. Chodził po barach, podrywał kobiety przy metrze. Zachowywał się jak młody chłopak. Jednak rzeczywistość była brutalna. Kobiety krzywiły się na jego wiek, pytały o pracę, zarobki, mieszkanie, samochód.
Co mógł im odpowiedzieć facet mieszkający w wynajmowanym jednopokojowym mieszkaniu, bez żadnych oszczędności? Panie, nawet nie młode, szybko traciły zainteresowanie, gdy odkrywały, że nie ma mieszkania ani majątku.
Pewnego razu poszedł na trzecie spotkanie z kobietą, która przyprowadziła ze sobą dwoje dzieci. Proponowali spacer w Parku Gorkiego, kupno lodów i zabawek. Wieczorem wydał niemal całą pensję. Wracając do pustego mieszkania, uświadomił sobie, że nie podoła.
Minęły cztery miesiące.
Tata był wycieńczony — ciągłym gotowaniem, sprzątaniem, samotnością. Tym, że wieczorami w oknach paliło się światło, ktoś czekał na kogoś, a na niego — nie.
I pewnego dnia się poddał.
Kupił na ostatnie pieniądze rumianek i pudełko słodyczy. Zapukał do drzwi rodzinnego domu.
Gdy mama otworzyła, upadł na kolana, pierwszy raz w życiu zapłakał i wyszeptał:
— Przepraszam. Nie chcę już szukać szczęścia gdzie indziej. Mój dom jest tutaj. Moja rodzina jest tutaj.
Mama go wpuściła.
Przez jakiś czas żyli osobno, ostrożnie, jak obcy. Ale z czasem lód się rozpuścił. Mama wybaczyła. Tata się zmienił.
Zaczął pomagać w domu, gotować, sprzątać. Stał się bardziej czuły i troskliwy. W jego oczach jaśniała wdzięczność za drugą szansę.
Po pół roku zorganizowali rodzinny obiad. Zaprosili mnie i moją żonę. To wtedy tata opowiedział, co przeżył.
Później zapytałem mamę. Uśmiechnęła się tylko:
— Czasami mężczyzna musi sam zrozumieć, czego chce. Najważniejsze, by dać mu szansę — bez łamania i poniżania.
Teraz patrzę na rodziców inaczej. Podziwiam mamę — za jej cierpliwość i mądrość. I tatę, który odnalazł odwagę, by wrócić.
W życiu zdarzają się błędy. Ważne, by je dostrzec na czas i umieć wrócić tam, gdzie ktoś na nas czeka.