Zauważyłam na szyi mojej przyjaciółki mój własny wisiorek — jakby ktoś wyjął go prosto z mojej szkatułki.
— Ciekawe ozdóbki — rzuciła Diana, wskazując wzrokiem na naszyjnik u Kariny.
— Naprawdę? — zdziwiła się Karina. — Taka drobnostka.
— A wygląda na kosztowną — zauważyła Diana. — I chyba złotą! Co o tym myślisz, kochanie?
Diana zwróciła się do męża. Ten nie tylko się zakrztusił, ale też zrobił się czerwony jak ugotowany rak.
— Roma, wszystko u ciebie w porządku? — zapytała Diana.
— Tak, khm… tak — odpowiedział Roma ochrypłym głosem.
— A co sądzisz o tym wisiorku Kariny?
— Zwykła błyskotka — wzruszył ramionami i schował twarz w talerz.
— Mi się wydaje bardzo uroczy — kontynuowała Diana, nie spuszczając wzroku z męża.
— Nie znam się na tym — odparł Roma, udając, że zajęty jest sałatką.
— Mi też się podoba — wtrąciła Karina. — Taki nietypowy. Na pierwszy rzut oka trudno odgadnąć, co to dokładnie jest!
— Właśnie o tym mówię — powiedziała Diana powściągliwie. — Patrzę na niego już pół godziny i wciąż nie mogę pojąć! To coś naprawdę wyjątkowego.
— Nie wiem — uśmiechnęła się niepewnie Karina. — Sama go nie kupiłam, a skąd się wziął — nie pamiętam…
Karina zaczerwieniła się, a Roma, przeciwnie, zbledł.
Takie zachowanie męża i najlepszej przyjaciółki nie umknęło czujnemu spojrzeniu Diany. Ale…
Na wszelki wypadek zapytała jeszcze raz:
— Patrzę na to i nie mogę się domyślić, co to za wisiorek. Karino, co to takiego?
Karina nieśmiało zdjęła wisiorek z szyi i położyła go na stole:
— To motyl. Tylko zwykle mają rozłożone skrzydła!
A tu wygląda, jakby je złożył jak dach — i gdy nosisz go na piersi, sprawia wrażenie, że usiadł i złożył skrzydła, przytulając się do ciała.
— Mmm — zamyśliła się Diana. — Jaka wzruszająca historia…
Dawno temu mama Diany, której już nie ma, podarowała ten wisiorek córce:
— Noś go, córeczko! To ozdoba, która kiedyś należała do mojej mamy, a jej — do jej mamy! To rodzinna pamiątka!
— Pewnie jest droga? — zapytała wtedy Diana.
— Kiedy byliśmy bardzo biedni, zaniosłam ten wisiorek do lombardu — wspominała Rimma Sergiejewna. — Próba jest niestandardowa, osiemset pięćdziesiąta.
To ręczna robota sprzed rewolucji! Proponowano mi spore pieniądze za wykup, ale na czas zastawiłam, a potem odebrałam.
— Wygląda na bardzo delikatny — szepnęła Diana, przyjmując wisiorek.
— I taki jest — uśmiechnęła się mama. — Złoto to miękki metal, a tu jest go sporo. Bądź ostrożna, córeczko!
— Schowam go do szkatułki — postanowiła Diana.
— Możesz go też nosić, jak ja kiedyś — wzruszyła ramionami mama. — Tylko z rozwagą!
Diana nosiła wisiorek rzadko. Praca była bardzo delikatna — bała się go uszkodzić. Trzymała go w osobnej szkatułce.
— To mój talizman! — mówiła. — Przyniósł mi szczęście. Dzięki niemu zdałam wszystkie egzaminy! I wtedy poznałam Romę — wtedy był ze mną!
Jedyną biżuterią, którą Diana zabrała do szpitala podczas porodu córki, był właśnie ten wisiorek.
W trakcie porodu tak mocno go ścisnęła, że skrzydła motyla, które były rozłożone na boki, złożyły się jak dach.
Radość z narodzin dziecka przyćmiła myśl, że wisiorek mógł się uszkodzić.
Kiedy Ninie skończył się rok, Diana zaniosła wisiorek do jubilerskiego warsztatu, licząc na naprawę.
— Proszę spojrzeć — pokazał jubiler — dobrze, że skrzydełka się tylko zgięły, a nie połamały!
Na metalu jednak pojawiły się pęknięcia. Jeśli je rozprostować, wisiorek się złamie. Można wstawić metalową blachę, ale to byłoby widoczne i nieestetyczne.
— A co, jeśli połączymy końce skrzydeł? — zapytała niepewnie Diana.
— Wtedy będzie wyglądać, jakby motyl złożył skrzydła — wyjaśnił jubiler. — Zachowa swój urok, a stanie się przestrzenny i bardziej wytrzymały!
— A jak go wtedy nosić? — westchnęła Diana. — Przecież zaczepi się o ubranie!
— Po pierwsze, nie jest duży. Po drugie, nie będzie ostrych krawędzi. A jeśli nosić go na wierzchu ubrań, to będzie bardzo oryginalny!
W nowej formie wisiorek jest też mniej delikatny.
Diana zgodziła się na tę propozycję i była zadowolona z efektu.
To już nie był ten sam wisiorek, który pamiętała, ale teraz wyglądał tajemniczo — na pierwszy rzut oka trudno było odgadnąć, co przedstawia.
Od tamtej pory Diana zaczęła nosić go częściej. Mimo większej objętości pod ubraniem prawie nie przeszkadzał i nie uwierał.
W pracy jednak się nie sprawdził. Mundurek kasjerki w banku wymagał noszenia małego krawata, który zahaczał o wisiorek i się wykrzywiał.
W końcu wisiorek trafił z powrotem do szkatułki i tylko od czasu do czasu Diana wyjmowała go, przeglądając swoje skarby i wspominając nieżyjącą już mamę.
— Skąd masz ten wisiorek? — zapytała jeszcze raz Diana.
— Nie wiem — Karina wciąż się rumieniła. — Leżał w mojej szkatułce od zawsze…
— Chciałam go założyć na Sylwestra, taki prosty i ładny — wzruszyła ramionami Karina.
— Może ktoś ci go kiedyś podarował? — zapytała cicho Diana, zerkając na męża. — Ktoś wyjątkowy?