Skandal! Bez testamentu twoje dziedzictwo nie trafi do ciebie: Kto je przejmie i dlaczego nawet nie masz pojęcia?

Tasia, ocierając łzy, które zasłaniały jej oczy, szybko pakowała torbę – czasu było coraz mniej. Kirill zawiezie ją na lotnisko, a za trzy i pół godziny znajdzie się w domu.

Advertizement

Ale to nie miał być radosny powrót. O piątej rano zadzwoniła do niej Raisa, druga żona jej ojca, i powiedziała, że jej tata nie żyje. Tasia przez chwilę nie rozumiała, o co chodzi, zaczęła wypytywać macochę, ale ta, warkając, że nie ma pieniędzy na międzynarodowe rozmowy, rzuciła słuchawkę.

Kirill, mąż Tasi, obudził się po chwili. Po około czterdziestu minutach zadzwonił do działu, w którym pracował jej teść. Potwierdzili mu, że Arsenij Iwanowicz naprawdę zmarł tej nocy.

Tasia i Kirill już od trzech lat pracowali za granicą, ich kontrakt kończył się za pięć miesięcy i nie planowali go przedłużać – bardzo tęsknili za domem. Teraz Tasia musiała lecieć sama, dostając pięć dni urlopu, podczas gdy Kirill kontynuował pracę.

– Tasia, posłuchaj mnie – powiedział Kirill. – Wiem, że teraz nie będziesz miała czasu na zajmowanie się testamentami, ale teraz zadzwonię do Artura, on skontaktuje się z tobą, i podpiszesz pełnomocnictwo do rozpoczęcia sprawy spadkowej w twoim imieniu.

– Kirill! Jakie dziedzictwo? O czym ty mówisz! – krzyknęła Tasia.

– Znam twoją macochę bardzo dobrze. Ona na pewno już zdążyła pobiec do notariusza.

Po przyjeździe do domu, Tasia rzuciła torbę w korytarzu i natychmiast poszła do tylnego pokoju dużego czteropokojowego mieszkania.

Babcia siedziała nieruchomo w fotelu, jej wzrok był utkwiony w oknie. Tasia podeszła i objęła ją ramionami.

– Tasia! Wnuczko! Przyjechałaś! – zapłakała starsza kobieta. – Za co mnie taka dola spotkała? Męża pochowałam, potem syna – twojego dziadka, teraz wnuka – Arsiuszę – przeżyłam.

Tasia jeszcze raz przytuliła babcię – Antonina Zacharowna była jej prababcią – otarła łzy z jej pomarszczonych policzków, pocałowała ją w czoło.

Wtedy do pokoju weszła Raisa:

– Przyjechałaś i od razu do babci! Jasne. A kto będzie zajmował się sprawami?

Tasia mocno ścisnęła rękę babci:

– Niedługo wrócę!

Raisa poszła do kuchni, Tasia podążyła za nią.

– Co już udało się załatwić? – zapytała macochę. – Proszę daj mi akt zgonu.

– Trzeba go jeszcze zdobyć. Oto zaświadczenie. Biegaj sama, wszędzie trzeba płacić. Skąd mam tyle pieniędzy? Teraz jestem wdową, muszę oszczędzać.

– Raju, nie wierzę, że nikt z zakładu pogrzebowego do was nie przyszedł. Przecież oni jak sępy latają, by zdobyć zlecenie!

– Byli dwaj, ale ich wyrzuciłam. Oni przecież za darmo nie pracują – odpowiedziała Raisa.

– Rozumiem. Daj zaświadczenie, paszport ojca. I jakie jeszcze dokumenty są?

– Testamentu nie ma, sprawdzałam, więc nie licz na wiele. Będziemy wszystko dzielić zgodnie z prawem.

Tasia westchnęła, wzięła dokumenty, poszła jeszcze raz do babci, wyjaśniła jej, gdzie się wybiera, i wyszła z mieszkania.

Wróciła dopiero o siódmej wieczorem. Po tym, jak przekazała rodzinie czas i miejsce ceremonii pogrzebowej, Tasia cały wieczór spędziła z babcią.

Następnego dnia, po pogrzebie, wsiadła do samolotu. Samolot miał lot wieczorem, więc rano Tasia zdążyła odwiedzić cmentarz. Kiedy wsiadała do taksówki, zadzwonił Artur. Tasia ponownie zdumiała się, jak dobrze Kirill znał ludzi – po jednodniowej rozmowie z Raisą zrozumiała, że macocha będzie walczyć o dziedzictwo do ostatniej kropli krwi.

– Tasia, możesz teraz do mnie przyjechać? – zapytał Artur.

– Tak, tylko przypomnij mi adres – odpowiedziała.

Po podaniu adresu kancelarii, Tasia zastanawiała się: „Jeszcze cztery dni temu jej tata żył, a teraz już cała wataha sępów zleciała się, by podzielić jego majątek”.

Po drodze Tasia weszła do cukierni i kupiła ulubione ciastka babci.

– O! Przyniosłaś smakołyki do herbaty! – powiedziała Raisa, witając ją w korytarzu.

– To nie dla ciebie – odpowiedziała Tasia.

– No, no, daj, tylko niepotrzebnie tak opiekujesz się babką – ona nic nie ma – uśmiechnęła się Raisa.

Po wypiciu herbaty z babcią, Tasia zaczęła zbierać się na lotnisko:

– Będę do ciebie dzwonić, babciu, i ty też mi dzwoń – tutaj mam zapisany numer telefonu. A za pięć miesięcy przyjadę.

Po ciepłym pożegnaniu z babcią i uprzedzeniu Raisy o „do widzenia”, Tasia wyjechała.

Pierwszego miesiąca trzy razy dzwoniła do babci, rozmawiała z nią przez telefon stacjonarny, bo staruszka nie nauczyła się jeszcze używać komórki:

– Po co mi ta technika w dziewięćdziesięciu latach, a boję się, że nie tą cyfrę wciśnę i zepsuję.

Raz babcia sama zadzwoniła do prawnuczki – życzyła jej wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

Później, mimo prób Tasi, nie udało jej się skontaktować z babcią. W końcu zadzwoniła do Raisy.

– Wyłączyłam telefon stacjonarny – wszyscy mają komórki, po co mi za niego płacić? A wy jeszcze rozmawiacie. Wiesz, jaki mi rachunek przyszedł pod koniec miesiąca?

– Dobrze, Raju, daj jej swój numer telefonu, ja z nią chwilę porozmawiam – poprosiła Tasia.

– Babcia śpi – odpowiedziała Raisa i rozłączyła się.

Tasia zadzwoniła ponownie po dwóch godzinach. Raisa dała im rozmawiać tylko minutę.

W końcu Tasia i Kirill wrócili. Po drodze do swojego mieszkania, gdzie zostawili rzeczy, poszli do Raisy.

Było wcześnie, ale lipcowe słońce już wyciągnęło miejscowe babcie na ławki przed blokiem.

– Dzień dobry – uśmiechnięci powitali młodzi przyjaciele babcie przed blokiem.

– A ty, jak nie żartujesz, to wstydzisz się ludziom w oczy patrzeć? – odpowiedziała jedna z nich.

– Co się stało, Klaudia Siergiejewna? – zatrzymała się Tasia.

– Wstydzisz się, pytam, babcię dziewięćdziesięcioletnią do domu opieki oddać? – zapytała zgryźliwie staruszka.

– Kto oddał? Kogo? – zdziwiła się Tasia.

– Antoninę Zacharownę, twoją prababcię. Raika oddała, powiedziała, że ty kazałaś.

Tasia i Kirill wbiegli do klatki schodowej i prawie wybiegli na drugie piętro. Otworzyli drzwi kluczem i Tasia zamarła w miejscu – mieszkanie było pełne ludzi.

W kuchni krzątała się macocha, na kanapie przed telewizorem siedział młody mężczyzna – zięć Raisy, z babcinego pokoju wybiegli dwaj chłopcy, w wieku czterech-pięciu lat. Z łazienki wyszła córka Raisy w jedwabnym szlafroku, z ręcznikiem na głowie.

– Co się dzieje? Gdzie babcia? – zapytała głośno Tasia.

– Mieszkamy tutaj – odpowiedziała Raisa, stając z założonymi rękami. – Mnie, jako żonie, należy się połowa mieszkania. Druga połowa podzieli się między mną i tobą. Tak więc masz tu ćwiartkę. Wszystko się dowiedziałam. Na mojej dużej części będzie mieszkała rodzina mojej córki. A babcię wysłałam tam, gdzie jej miejsce – do domu opieki.

– Dobrze, że się dowiedziałaś, Raju, ale dokument, który potwierdza twoje prawo do tego mieszkania, masz? – zapytał Kirill.

– Pójdziemy za miesiąc do notariusza i wszystko się dowiemy – odpowiedziała Raisa.

– A czemu wcześniej nie poszliście? Ja jeszcze w lutym przez mojego przedstawiciela otworzyłam sprawę spadkową.

– Trzeba czekać sześć miesięcy! – oburzyła się Raisa.

– Nie wiem, kto cię doradzał, ale chodźmy jutro do notariusza i wszystko wyjaśnimy. A teraz daj mi adres, gdzie babcię umieściłaś. Pojedziemy do niej. A ty zaczynaj powoli zbierać rzeczy – powiedziała Tasia.

Kirill sprawdził trasę:

– Za miastem jest pensjonat. Będziemy tam jechać około półtorej godziny.

Ale jechali ponad dwie godziny. Pensjonat znajdował się na obrzeżach małej wioski. Nazwa miejsca wydała się Tasi znajoma.

– Kirill! To przecież Raisa pochodzi z tej wioski! Sama opowiadała, jak chciała stąd wyjechać. Udało się – najpierw jednemu mężczyźnie życie zepsuła, potem nam. Zobaczysz, ona na pewno umieściła babcię tutaj po znajomości!

Po zostawieniu samochodu za bramą, Tasia i Kirill weszli do budynku. Zatrzymał ich mężczyzna w niebieskim fartuchu:

– Do kogo?

– Do waszego przełożonego – odpowiedział Kirill. – Jak go nazywacie – dyrektor, kierownik…

– A może jej tu nie ma, trzeba zapytać – nie ustępował mężczyzna.

– Więc właśnie pytam – powtórzył Kirill. – Proszę nas zaprowadzić do gabinetu.

– Nikolaewna! – krzyknął mężczyzna do wnętrza korytarza. – Czy Kalieria Pawłowna jest?

– A gdzie miałaby być? Siedzi – odpowiedziała kobieta.

Doprowadzili ich do gabinetu, wskazując drzwi palcem, po czym wyszli. Kirill zapukał, usłyszeli zaproszenie do wejścia i otworzyli drzwi. Na widok kobiety siedzącej przy stole, Kirill aż gwizdnął:

– Witaj, Kalieria Pawłowna! – powiedział.

Tasia patrzyła na kobietę, nie mogąc wydusić słowa: przed nią była Raisa, tylko wyglądała na dziesięć lat młodszą.

– Moja siostra uprzedziła mnie, że przyjedziecie – powiedziała z uśmiechem. – Mogę wam odpowiedzialnie oświadczyć, że wasza babcia jest całkowicie zdezorientowana. W jej stanie najlepiej będzie, jeśli będzie tu, z nami.

– A może sami ocenimy, w jakim jest stanie – odpowiedziała Tasia.

A wy, co – lekarze? – zapytała z góry Kalieria Pawłowna.

– Nie, nie jesteśmy lekarzami, ale jeśli trzeba, to teraz będzie i lekarz, i adwokat, i nawet policja – powiedział Kirill.

– Cóż, zobaczymy – powiedziała dyrektorka, wstając od stołu.

Przeszli przez długi korytarz i weszli do pokoju. Pomieszczenie było bardzo ciasne, mimo że stały tylko cztery łóżka i tyle samo stolików. Powietrze było stęchłe. Dwie staruszki siedziały na łóżkach, jedno łóżko było puste, a na najdalszym, tym przy oknie, leżała babcia. Spała.

– Babciu! – powiedziała Tasia, pochylając się nad nią. – Babciu, przyjechaliśmy po ciebie, obudź się.

Babcia powoli otworzyła oczy, próbowała coś powiedzieć, ale znów zapadła w sen.

– No widzicie, nie jest w sobie – powiedziała Kalieria Pawłowna.

– Zanim przyszliście, dostała zastrzyk – powiedziała jedna z staruszek.

– Nie gadaj głupot! – nakrzyczała na nią dyrektorka.

– Mówię prawdę, a ciebie się nie boję – odparła staruszka.

– Co jej wstrzyknęliście? – krzyknęła Tasia na Kalierię Pawłowną. – Ma dziewięćdziesiąt trzy lata! Jeśli jej serce tego nie wytrzyma, to będzie morderstwo!

Dyrektorka pobledła, a do pokoju wbiegła pielęgniarka:

– To tylko nasenne! Kalieria Pawłowna kazała, ja zrobiłam – powiedziała z przerażeniem.

Kirill już zadzwonił:

– Artur, bierz karetkę i zabierz wszystko, co potrzeba. Spiesz się na adres, który zaraz wyślę. I po drodze zadzwoń do Nikolaja Jurjewicza, niech zmusi policję do działania. Temat – bezprawne pozbawienie wolności.

Kalieria Pawłowna opadła na puste łóżko:

– Co ja takiego zrobiłam? Siostra prosiła, żebym zajęła się staruszką, a mi to nie przeszkadzało.

– A co ci obiecała Raisa Pawłowna za twoje trudy? – zapytała Tasia.

– Mieszkanie jednopokojowe – odpowiedziała dyrektorka zdezorientowana.

– Módlcie się, żeby z babcią wszystko było w porządku, bo inaczej będziecie musiały dziesięć lat w wspólnej sali sypialnej spać – powiedział Kirill.

Wkrótce przyjechał Artur z lekarzami. Podeszli dwaj miejscowi policjanci. Lekarze zajęli się babcią, a wszyscy pozostali poszli do gabinetu dyrektorki, gdzie Tasia napisała zgłoszenie, a policja wzięła zeznania od wszystkich obecnych.

Staruszka, która poinformowała o zastrzyku, spokojnie podpisała protokół, pielęgniarka była bardzo nerwowa, a Kalieria Pawłowna drżała jak osika i ciągle piła wodę.

Wszedł lekarz, który powiedział, że z babcią wszystko w porządku, ale zabiorą ją do kliniki. Kirill podziękował mu i zapisał adres szpitala.

Po zakończeniu pracy przez policję, Tasia, Kirill i Artur przygotowywali się do wyjazdu. Artur dał staruszce swoją wizytówkę i poprosił, by nie bała się dzwonić, jeśli będzie miała jakiekolwiek problemy. Tasia również zostawiła jej swój numer telefonu.

Następnego dnia Tasia odwiedziła babcię w klinice. Antonina Zacharowna czuła się dobrze i bardzo chciała wrócić do domu.

– Zostaniesz tutaj jeszcze kilka dni, a potem cię zabierzemy – namawiała ją Tasia. – Codziennie będę do ciebie przychodzić. Ważne, żebyś się leczyła i zachowywała spokojnie.

Po południu Tasia i Raisa poszły do notariusza. Tam czekał na nie Artur.

Kiedy kobieta usłyszała, że jej zmarły mąż zostawił jej jednopokojowe mieszkanie, a pasierbicy – działkę, oburzyła się:

– A to mieszkanie, w którym teraz żyjemy, Arsenij komu zostawił?

– To mieszkanie nie wchodzi w skład majątku spadkowego, nie było jego własnością – wyjaśnił prawnik.

– Dlaczego? – zapytała Raisa.

– Bo to mieszkanie należy do mnie – odpowiedziała Tasia na jej pytanie. – Należało do mojej mamy, a ona zapisała je mi

. Ojciec nigdy nie był właścicielem tego mieszkania, mieszkaliśmy tam wszyscy razem, bo tak nam było wygodnie. Moi rodzice kupili działkę i jednopokojowe mieszkanie – zamieszkałam tam, gdy miałam osiemnaście lat. Gdy mama zmarła, przepisaliśmy to mieszkanie i działkę na ojca.

– W takim razie, Raiso Pawłowno, jednopokojowe mieszkanie i działka są majątkiem osobistym Arsenija Iwanowicza, i miał prawo rozporządzać nimi, jak chciał.

– A samochód? – wykrzyknęła Raisa. – Arsenij miesiąc przed śmiercią sprzedał swoje stare auto i chciał kupić nowe. Gdzie są pieniądze z sprzedaży samochodu i te, które chciał dodać na nowe auto? Ile miał na koncie?

– Na koncie Arsenija Iwanowicza była niewielka kwota – sześćdziesiąt tysięcy. Podzieli się to jako wspólny majątek: dostaniesz czterdzieści pięć tysięcy, a Taśka – piętnaście.

– A Antonina Zacharowna nic nie odziedziczy po wnuku? Czy nie należy jej się obligatoryjna część? – zapytał Artur.

– Wiecie, rozmawialiśmy o tym przypadku z kolegami. Jednak nie doszliśmy do wspólnego zdania. Niektórzy twierdzili, że należy do pierwszej grupy spadkobierców, inni, że do drugiej, ponieważ dziedziczy przez pokolenie. Jednak wszystkie sprawy rozwiązała sama Antonina Zacharowna, byłem u niej dziś rano – odmówiła spadku na rzecz innych spadkobierców.

– Podsumujmy. Ty, Raiso Pawłowno, spędziłaś pięć lat w małżeństwie z Arsenijem Iwanowiczem i odziedziczyłaś po nim jednopokojowe mieszkanie. Moim zdaniem to całkiem nieźle – powiedział prawnik.

Jak to wszystko się skończyło?

Raisa Pawłowna przeprowadziła się do jednopokojowego mieszkania – była bardzo niezadowolona. Teraz nie mogła przyjąć u siebie rodziny córki.

Tasia i Kirill zabrali babcię ze szpitala i zamieszkali z nią w czteropokojowym mieszkaniu, które należało do Tasi. Dwupokojowe mieszkanie Kirilla wynajmowali. A kiedy Tasia przeglądała rzeczy babci, które zabrała z domu opieki, natknęła się na dokumenty bankowe.

– Babciu, co to za papiery w tej czerwonej teczce? – zapytała.

– Nie wiem, Arsiusz dał mi je na dwa tygodnie przed śmiercią i powiedział: „Niech leżą u ciebie. Później albo ja je zabiorę, albo przekażesz Tasi”.

Kirill spojrzał na nie:

– To konto bankowe Antoniny Zacharowny. I na nim jest dziewięćset dwadzieścia tysięcy. Babciu, to prawie milion!

– To pewnie te pieniądze na samochód, które Raisa szukała – powiedziała Tasia. – Więc teraz, babciu, to twoje dziedzictwo.

– I mogę robić z tymi pieniędzmi, co chcę? – zapytała Antonina Zacharowna.

– Oczywiście.

– To kupmy dwa duże telewizory do domu opieki. Na drugim piętrze jest tylko stary telewizor, a na pierwszym wcale nie ma. A nie wszyscy staruszkowie mogą chodzić po schodach – wyjaśniła Antonina Zacharowna.

Kilka dni później Tasia i Kirill zawieźli do domu opieki dwa nowe telewizory i kilka siedmiokilogramowych pudełek czekoladek.

Spodziewali się spotkać tam Kalerię Pawłowną, ale wyszedł do nich nowy dyrektor – mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu lat. Na początku był zaskoczony, ale potem się ucieszył i od razu kazał zainstalować telewizory w holu na pierwszym i drugim piętrze. Staruszkowie również byli szczęśliwi.

A gdzie podziała się Kalieria Pawłowna? W tej historii to ona najbardziej ucierpiała – została zwolniona z pracy, i to nie z własnej woli, ale dyscyplinarnie. Taka smutna historia.

A babcia żyła jeszcze cztery lata i zdążyła przytulić prawnuczkę – Tonisię, która urodziła się rok po tych wydarzeniach.

Advertizement