„To nie twoje dziecko – ale proszę, zaopiekuj się nim.”
Po wyjątkowo wyczerpującym dniu w pracy Sabina marzyła tylko o jednym: spokojnym wieczorze z mężem, gorącej kąpieli i odpoczynku w ciszy. Cały dzień spędziła w biegu – raporty, telefony, spotkania, napięcie. Zaparkowała na podjeździe, jak zwykle uruchomiła alarm pilotem i ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Właśnie sięgała po klucz w torebce, gdy usłyszała ciche, niepewne kroki za plecami.
Odwróciła się i zobaczyła drobną, nieśmiałą dziewczynę, która mogła mieć może osiemnaście lat. W ramionach trzymała zawinięte w kocyk niemowlę.
– Przepraszam… czy pani to Sabina? Żona Marka? – zapytała ledwo słyszalnie.
– Tak. A o co chodzi? – Sabina zmarszczyła brwi z nieufnością.
– Mam na imię Lina… Przepraszam, że tak bez zapowiedzi… Ale… to jest syn Marka. Ma na imię Finn. Ja już nie daję rady… Pracowałam kiedyś jako kurierka. Pewnego dnia dostarczyłam paczkę do waszego domu. Wtedy… zostawił mnie chłopak, byłam w rozsypce. Marek mnie pocieszał…
– I, jak widać, bardzo skutecznie – odparła Sabina z zimnym sarkazmem. – I czego teraz ode mnie oczekujesz?
– Nie mam gdzie mieszkać, nie mam pomocy. Nie mam siły. Proszę, błagam panią, zabierzcie go. To jego syn…
– Absolutnie nie! Skoro go urodziłaś, to sama go wychowuj! – Sabina odwróciła się gwałtownie i ruszyła w stronę drzwi.
Ale w środku gotowało się w niej wszystko. Nie mogła udawać obojętnej. Myśl, że jej mąż ją zdradził, być może ma dziecko, nie dawała jej spokoju. Gdy wieczorem Marek wrócił do domu, nie czekała ani chwili.
– Spałeś z Liną?
Marek spuścił wzrok. Nie zaprzeczył. Nie kłamał.
– Tak… To było raz… wtedy byłem taki pusty w środku… bardzo tego żałuję…
Zanim zdążyli cokolwiek więcej powiedzieć, rozległ się dzwonek do drzwi. Marek otworzył i wrócił z niemowlęciem na rękach. Do kocyka przyczepiona była kartka:
„Ma na imię Finn. Proszę, zajmijcie się nim…”
Marek wyglądał, jakby zapadł się pod ziemię. Sabina spojrzała na dziecko – maleńką, przestraszoną buzię – i powiedziała tylko:
– Leć do apteki. Przynieś wszystko: butelki, pieluchy, mleko. Już.
I tak Finn został z nimi. Mijały dni, potem tygodnie. Marek nie potrafił odnaleźć się w roli ojca, zwłaszcza wobec nacisków swojej rodziny, która nie uznawała chłopca. Mówili o Linie „uliczna dziewczyna”. W końcu Marek zażądał testu na ojcostwo. Wynik był szokujący: to nie był jego syn.
Wrócił do domu i od razu powiedział:
– Oddajmy go do domu dziecka. On mnie nic nie obchodzi.
Ale Sabina była już pewna.
– Zostaje ze mną. Jeśli chcesz – zostań. Jeśli nie – droga wolna. Ale ja go nie oddam. Skoro Bóg nie dał mi własnych dzieci, może właśnie jego mi powierzył.
Marek odszedł. Wniósł pozew o rozwód. Sabina została sama. Nie poddała się. Pomagała jej opiekunka do dziecka, czasem sąsiedzi. Było ciężko, ale dawała radę.
Aż pewnej nocy Finn dostał wysokiej gorączki, drgawek. Czterdzieści stopni, silne napady – świat Sabiny się zawalił. Karetka, szpital, diagnoza: zapalenie płuc. Przewijanie, kroplówki, czuwanie po nocach.
Tam, na szpitalnym korytarzu, pojawił się lekarz. Młody, spokojny, serdeczny. Nazywał się Tomasz. Troszczył się o Finna, ale i o Sabinę. Pewnego dnia wspomniał:
– Lina była dziś w szpitalu. Pytała o dziecko.
Sabina poprosiła go:
– Jeśli jeszcze raz przyjdzie, przyprowadź ją do mnie. Muszę z nią porozmawiać.
Kilka dni później Lina wróciła. Rozmawiały długo. Lina przyznała, że później dowiedziała się, że Finn nie jest synem Marka. Ojcem był jej były partner, który ją porzucił, gdy zaszła w ciążę. Lina była wtedy zagubiona, samotna. Marek był jedyną osobą, która nie odwróciła się od niej, wysłuchał, nie oceniał.
Sabina nie krzyczała. Po prostu słuchała. Wtedy uświadomiła sobie coś ważnego – w młodości sama przerwała ciążę. Może właśnie teraz los dał jej drugą szansę. Może tym razem miała ocalić życie, którego ktoś inny nie chciał.
– Zamieszkaj u mnie – powiedziała cicho. – Zacznij od nowa. Idź na studia. Jakoś to ogarniemy.
Lina zapłakała. Podjęła naukę, poznała dobrego człowieka, wyszła za mąż. Finn zamieszkał z nią. A Sabina? Też znalazła swoje szczęście. Tomasz został. Poprosił ją o rękę. Dziś spodziewają się dziecka.
A Marek? Próbował wrócić. Jego drugie małżeństwo się rozpadło. Ale było już za późno.
Dobro nie zawsze wraca od razu. Ale wraca. Trzeba tylko mieć odwagę wybaczyć – i słuchać głosu serca.