Wera mechanicznie nalała kawę do dużego kubka i utknęła wzrokiem w oknie. Wiosna tego roku była dziwna — raz padał śnieg, potem deszcz, później nagłe ocieplenie sprawiło, że miejskie rabaty wcześniej rozkwitły tulipanami, by po chwili znów nastał chłód. Bezwiednie pocierała ramiona, jakby chciała się ogrzać, choć w mieszkaniu było ciepło. Drzwi sąsiedniego pokoju lekko się uchyliły i Wera zerknęła na zegarek.
— Zlato, dziś wróciłaś wcześnie — powiedziała, dostrzegając córkę stojącą w progu kuchni.
— Ostatnie dwie lekcje odwołano — odpowiedziała Zlata, kierując się do lodówki i wyjmując sok pomarańczowy. — Nauczycielka zachorowała.
— A praca domowa? — zapytała surowo Wera.
— Zrobiłam ją wczoraj wieczorem — dziewczyna nalała sok do szklanki i usiadła na brzegu krzesła. — Mamo, o której przyjdzie Dawid?
Wera zmarszczyła brwi. Córka zawsze nazywała swojego ojczyma po imieniu, nie chcąc używać słowa „tato”, co bardzo drażniło Dawida. Ostatnio był zirytowany niemal wszystkim, co dotyczyło Zlaty.
— Obiecał przyjść o siódmej — odpowiedziała Wera, zauważając, jak twarz córki lekko się naprężyła. — Masz jakieś plany?
— Jakoś tak — machnęła niepewnie ręką Zlata. — Chciałam się pouczyć z Viką, w poniedziałek mamy sprawdzian z fizyki.
— Możesz u nas — zaproponowała Wera. — Miejsca jest pod dostatkiem.
— Nie, lepiej pójdę do niej — szybko odpowiedziała dziewczyna. — Ma tam książki i ogólnie jest wygodniej.
Wera skinęła ze zrozumieniem. Ostatnio córka unikała bywania w domu, zwłaszcza gdy był tam Dawid. Każda drobnostka go irytowała: głośna muzyka, brudny kubek, książki porozrzucane na stole. Wera coraz częściej miała wrażenie, że Zlata czuje się w swoim własnym domu jak obca.
— Mamo, mogę u Viky przenocować? — zapytała cicho, z nadzieją w oczach. — Rodzice wyjechali na działkę, mogłybyśmy razem obejrzeć film.
— Oczywiście — odparła Wera, nie dociekając więcej. Bez znaczenia, czy córka mówi prawdę. Najważniejsze, że nie będzie przeszkadzać Dawidowi. A to oznaczało spokojny wieczór bez kolejnych pretensji.
Dawid pojawił się w ich życiu trzy lata temu — wysoki, pewny siebie mężczyzna o uważnym spojrzeniu i dobrych manierach. Pracował jako kierownik działu w renomowanej firmie, miał stabilne dochody. Był troskliwy wobec Wery, nawet czuły, lecz relacje z Złatą układały się trudniej. Początkowo próbował zbudować więź z dziewczyną, obdarzał ją prezentami, interesował się jej szkolnymi osiągnięciami. Z czasem jednak jego cierpliwość się wyczerpała.
Rosła irytacja Dawida. Coraz częściej krytykował zachowanie Zlaty, jej wygląd, przyzwyczajenia. Wera próbowała łagodzić napięcia, tłumacząc mężowi, że córka dojrzewa i potrzebuje więcej swobody. Jednak on tylko odrzucał te argumenty:
— Nie biję jej, już za to powinnaś być wdzięczna — powiedział kiedyś, co poruszyło Werę do głębi. Czy fakt, że ojczym nie podnosi ręki na pasierbicę, to powód do wdzięczności?
Dzwonek do drzwi przerwał jej rozmyślania. Na progu pojawiła się Anna Michajłowna — babcia Wery, drobna, lecz pełna energii starsza pani o wyprostowanej sylwetce i przenikliwym spojrzeniu.
— Babciu, cześć! — powitała ją Wera, obejmując gościa. — Wejdź, proszę.
— Zamknij drzwi, bo zimno wpuszczasz — burknęła Anna Michajłowna, wchodząc do przedpokoju.
Zlata zerknęła zza drzwi i rozpromieniła się:
— Anna Michajłowno! — zawołała, rzucając się na prababcię. — Nie wiedziałam, że dziś przyjdziecie.
— Co, nie można odwiedzić rodziny bez uprzedzenia? — zażartowała staruszka, po czym ciepło uśmiechnęła się do prawnuczki. — Postanowiłam was odwiedzić i mam ważną wiadomość.
— Jaką? — zapytały równocześnie Wera i Zlata, pomagając jej zdjąć płaszcz.
— Później — odpowiedziała stanowczo. — Najpierw napijcie się herbaty, bo jestem przemarznięta.
Podczas rozmowy przy herbacie Anna Michajłowna uważnie obserwowała Złatę. Dziewczyna się zmieniła — kiedyś była wesoła i otwarta, teraz wydawała się przygaszona i zamyślona. To niepokoiło bystrą staruszkę.
— No i jak z nauką? — zapytała, odłamując kawałek bułki. — Dobrze?
— Tak, choć z fizyką trochę gorzej — wzruszyła ramionami Zlata. — A co z rysowaniem? Przecież lubiłaś to robić.
— Teraz nie mam czasu — rzuciła, szybko zerknąwszy na zegar. — Przygotowuję się do matury, mam korepetycje i inne sprawy.
— Rozumiem — kiwnęła Anna Michajłowna i spojrzała na Werę. — A gdzie jest twój mąż?
— W pracy — odpowiedziała Wera. — Obiecał wrócić wieczorem.
— To dobrze — staruszka sączyła herbatę. — Muszę z wami porozmawiać, sprawa jest poważna.
Wera poczuła niepokój. Babcia rzadko poruszała poważne tematy, zwykle rozmawiała o codziennych drobiazgach.
— Co się stało? — zapytała.
— Moja siostra zmarła — oznajmiła spokojnie Anna Michajłowna. — Pół roku temu.
— Ojej, współczuję — zająknęła się Wera.
— Ale nie o tym — machnęła ręką staruszka. — Zostawiła mi mieszkanie, wyobrażacie sobie? Całe kawalerka.
— I co teraz? — zapytała ostrożnie Wera. — Nie planujesz się przeprowadzać?
— Skądże! — prychnęła Anna Michajłowna. — Mam ponad osiemdziesiąt lat, nie będę się już nigdzie przeprowadzać. W moim „chruszczowcu” mam wszystko, czego potrzebuję. Ale mam pewien plan.
Spojrzała chytrze na Złatę, która słuchała z zainteresowaniem.
— Postanowiłam podarować to mieszkanie Zlacie — oznajmiła. — Niech będzie jej własnym kątem.
Zlata zaniemówiła, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
— Co? — wyszeptała. — Dla mnie? Naprawdę?
— A czemu nie? — odpowiedziała rozsądnie babcia. — Niedługo będziesz pełnoletnia, zaczniesz dorosłe życie. Własne mieszkanie to duże wsparcie.
— Babciu… — Wera nie mogła znaleźć słów. — To takie… hojne z twojej strony.
— Żadna to hojność — odparła Anna Michajłowna. — Nie będę żyć wiecznie, trzeba zdecydować, co komu zostawić. Tobie, Wera, oddam moje mieszkanie, a to podaruję Złacie. I dusza moja będzie spokojniejsza, i wnuczka zyska wsparcie.
Zlata wstała i mocno przytuliła prababcię:
— Dziękuję bardzo! To po prostu niesamowite!
Wera patrzyła na szczęśliwą córkę, a serce jej się rozgrzało. Od dawna nie widziała Zlatę tak radosną.
— Jest jednak jedno warunek — dodała surowo Anna Michajłowna, odsuwając się od uścisku.
Kontynuacja w pierwszym komentarzu