Miałam 55 lat, gdy po raz kolejny postanowiłam uciec od tego, co bolało. Mój świat się rozpadł — małżeństwo, rodzina, stabilność. Wszystko zostało za mną.
Wybrałam się na ten rajski kawałek ziemi, by odpocząć, odciąć się, zbudować siebie na nowo. Potrzebowałam ciszy i samotności, nie rozrywek. Ale los miał inne plany.
Tam właśnie spotkałam jego — Ericka. Mężczyznę, który pojawił się znikąd, a mimo to trafił prosto w miejsce, gdzie najbardziej bolało. Był uroczy, ciepły, inteligentny… i niebezpiecznie przystojny. Spędziliśmy razem noc, która wydawała się snem o nowym początku.
Następnego ranka… już go nie było. Zniknął. I razem z nim zniknął mój laptop. Ten, na którym przez dwa lata pisałam powieść mojego życia.
Wpadłam w panikę. Szukałam wszędzie, aż w końcu dotarłam pod drzwi pokoju Lany — mojej przyjaciółki, tej samej, która wciągnęła mnie na tę wyspę, mówiąc o „twórczym odpoczynku”.
Usłyszałam głosy.
— „Ona nie ma pojęcia. Wszystko idzie zgodnie z planem” — powiedział Erik.
— „Jeszcze chwila, skarbie… Czekaj, ktoś chyba nas słyszy.” — Lana.
Zamarłam.
Zdrada. Tak okrutna, że na moment odebrało mi oddech.
Zamknęłam się w pokoju, spakowałam rzeczy z drżącymi dłońmi. To miał być nowy początek, a okazał się końcem. Nie pozwoliłam sobie płakać — łzy są dla tych, którzy jeszcze wierzą w bajki. Ja przestałam.
Kilka miesięcy później. Księgarnia była wypełniona ludźmi. Trzymałam w dłoniach własną książkę. Moją. Napisaną, wydaną — na moich warunkach.
— „Dziękuję, że tu jesteście. Ta książka to owoc wielu lat i trudnej podróży” — powiedziałam, starając się, by mój głos nie zadrżał.
Gdy sala opustoszała, zauważyłam na stole złożoną kartkę.
„Jestem ci winien autograf. Kawiarnia za rogiem — jeśli znajdziesz czas.”
Ręka, charakter pisma — nie mogłam się pomylić. Erik.
Powinnam była ją zgnieść. Zapomnieć. Ale zamiast tego… założyłam płaszcz i wyszłam.
Siedział przy stoliku, jakby czas się zatrzymał.
— „Odważnie z twojej strony zostawiać mi wiadomości” — powiedziałam, siadając.
— „Odważnie? A może desperacko?” — uśmiechnął się blado.
Zaczął mówić. O tym, że nie znał pełnych intencji Lany. Że uwierzył jej, gdy mówiła, że chce mi pomóc. Że to miał być prezent — niespodzianka. A potem, gdy zorientował się, co naprawdę się dzieje, ukradł pendrive z kopią powieści i wysłał go do mnie.
Słuchałam. W milczeniu.
— „Kiedy zobaczyłem, co Lana naprawdę planuje, wszystko się zmieniło. Wybaczyłem ci, zanim jeszcze zrozumiałem, że sam popełniłem błąd. Wybrałem ciebie.”
To nie były puste słowa. To było coś więcej.
— „Więc co teraz?” — zapytałam.
— „Teraz… nie ma jej. Zniknęła. Nie potrafiła znieść konsekwencji.”
Spojrzałam na niego.
— „To coś znaczy,” powiedziałam cicho. „Ale nie wszystko.”
— „Dostanę drugą szansę?”
— „Jedną randkę.” — Uniosłam palec. — „I nie spieprz tego.”
Uśmiechnął się. Tym razem naprawdę.
Randka zamieniła się w drugą. Potem kolejną.
I pewnego dnia, bez fajerwerków i wielkich słów, zakochałam się jeszcze raz. Ale już nie w iluzji. W mężczyźnie, który zawiódł — i który próbował to naprawić.
Zaczęło się od zdrady. Ale skończyło na czymś prawdziwym.
Miłość. Zbudowana na prawdzie, przebaczeniu i sile, która pojawia się wtedy, gdy nie rezygnujesz z siebie.