Vika zmęczona wchodziła po schodach. Ostatnio w ich bloku regularnie psuła się winda. Kiedyś zadzwoniłaby do administracji, ale teraz nie miała na to siły. Praca całkowicie wyczerpała jej energię. Od trzech miesięcy zajmowała nowe stanowisko i codziennie musiała udowadniać, że zasługuje na awans.
Na piątym piętrze zatrzymała się. Nie miała siły nawet wsadzić klucza do zamka. Przez kilka sekund stała, opierając czoło o drzwi. To było mieszkanie jej rodziców, a właściwie jedyne, które po nich odziedziczyła, kiedy pięć lat temu zginęli w wypadku.
– Jeszcze tylko chwilę, zaraz będę w domu – szepnęła Vika, szukając kluczy w torebce.
Gdy otworzyła drzwi, od razu poczuła, że coś jest nie tak. W przedpokoju stały obce torby: duża brązowa walizka i kolorowa torba podróżna… Vika zastygła. Nie rozumiała, co się dzieje.
– Jest tu ktoś? – zapytała niepewnie.
Z kuchni odpowiedziało jej dźwięk talerzy i głośny żeński głos:
– O, wróciłaś, Vikaczka! – Na wejściu pojawiła się matka Artyoma, Nina Pawłowna, w kapciach i ręczniku.
– Dobry wieczór – wymamrotała Vika.
– Co stoisz tam? Wejdź, zdejmij buty! Na pewno jesteś zmęczona po pracy – mówiła Nina Pawłowna, jakby była w tym mieszkaniu od zawsze.
W tym momencie z łazienki wyszła siostra Artyoma, Swietłana. Miała na głowie ręcznik, a na ramionach szlafrok Viki.
– Cześć, szwagierko! – pomachała wesoło. – Wprowadziliśmy się!
Vika powoli zdjęła buty i ruszyła do kuchni. Jej głowa była pełna pytań, ale w gardle miała wielki kamień, nie mogła wydusić ani słowa. W kuchni Artyom już nakładał jedzenie.
– A, wróciłaś – powiedział mąż, nawet nie podnosząc wzroku. – U rodziców trwa remont, pozwoliłem im zostać u nas przez tydzień. Nie masz nic przeciwko?
Vika patrzyła na niego zszokowana. Byli małżeństwem od trzech lat i to był pierwszy raz, kiedy Artyom podjął taką decyzję bez konsultacji z nią.
– Powinieneś był mnie wcześniej poinformować – powiedziała cicho, tłumiąc emocje.
– Dowiedziałem się dopiero rano – wzruszył ramionami Artyom. – Ach, rodzina.
Vika chciała powiedzieć „to moje mieszkanie, powinno się to ze mną uzgodnić”, ale nie chciała wywoływać kłótni przy matce i siostrze męża.
Pierwszy wieczór minął w napiętej atmosferze. Nina Pawłowna poruszała się po salonie jak u siebie w domu. Swietłana zarezerwowała łazienkę na godziny. Vika w szlafroku stała na korytarzu, czekając na swoją kolej.
Podczas kolacji nie padło ani jedno słowo. Nina narzekała na zupę, a Vika jedynie odpowiedziała:
– To Artyom gotował, nie ja.
– Och, przepraszam, synku – zaśmiała się Nina Pawłowna. – Od jutra to ja się zajmę gotowaniem.
Rano Nina już krzątała się po kuchni. Vika starała się być uprzedza, ale teściowa od razu zaczęła krytykować, jak prawidłowo wieszać ręczniki i dlaczego wszystko jest „w nieładzie”.
W pracy Vika nie mogła się skupić. Coraz bardziej czuła, że jej teściowa i szwagierka nie przyszły tu tylko na tydzień. Po powrocie do domu Swietłana siedziała przy komputerze, a Nina przestawiała meble w kuchni i jeszcze dodała, że „w akademiku to się zwykle gotuje sałatki”.
Trzeciego dnia Vika poczuła, że zostaje wypychana ze swojego własnego mieszkania. Swietłana napisała listę zakupów, a Artyom dalej udawał, że wszystko jest w porządku.
Czwartego dnia wieczorem Vika wróciła do domu w milczeniu. W kuchni Nina rozmawiała przez telefon, a kiedy Vika wyjęła wczorajszą sałatkę, Nina powiedziała wystarczająco głośno, by Vika usłyszała:
– Ma dobrą pensję, ale gotować to nie potrafi…
To był ostatni cios.
Vika usiadła. Kiedy Artyom i Swietłana weszli, powiedziała tylko:
– Dziś piąty dzień. To wystarczy.
– Ale my przyszliśmy tylko na miesiąc… – zaczęła Swietłana.
– Miesiąc? – Vika spojrzała na nią. – To moje mieszkanie. Nic ze mną nie ustaliłeś – zwróciła się do Artyoma. – Koniec. Albo oni wychodzą, albo ty.
Zapadła głęboka cisza. Artyom nie wiedział, co powiedzieć. Nina blada ruszyła pakować swoje rzeczy. Swietłana próbowała coś bełkotać.
– Nie tłumaczcie się – powiedziała Vika. – Pakujcie się.
Kiedy wyszli, Artyom powiedział, że wróci.
– Nie śpiesz się – odpowiedziała Vika. – Dziś chcę być sama.
W mieszkaniu zapadła cisza. Vika zrobiła herbatę, wzięła koc, usiadła na balkonie, czytała książkę. Telefon zadzwonił – Artyom. Nie odebrała.
Cisza, która ją otaczała, była wyzwoleniem. Znowu poczuła się w domu.
I wiedziała, że nikt więcej nie przekroczy jej granic – nawet jeśli to najbliższa osoba.