Przez dwa lata byłam przekonana, że doskonale znam mężczyznę, z którym planowałam spędzić resztę życia. Wydawał się ideałem – miał stabilną pracę, własne mieszkanie, samochód, a do tego troskliwe i odpowiedzialne podejście. Wszystko wskazywało na to, że trafiłam na partnera, z którym można budować wspólną przyszłość.
Choć spędzaliśmy razem wiele czasu, nie mieszkaliśmy jeszcze na stałe. Nie dostrzegałam żadnych niepokojących sygnałów, które mogłyby zapowiadać to, co miało nadejść. Kiedy zaszłam w ciążę, oświadczył mi się, a niedługo później wzięliśmy ślub.
Nie było to małżeństwo zawarte w pośpiechu – od dawna rozmawialiśmy o dzieciach i planach na przyszłość. Ja jednak długo zwlekałam z formalnościami, wierząc, że ślub to tylko pieczątka w dokumentach, która niewiele zmienia. Jak bardzo się myliłam…
Niemal natychmiast po ślubie mój mąż przestał dbać o siebie. Wracał z pracy zmęczony i zamiast wziąć prysznic, kładł się spać w ubraniach, w których spędził cały dzień. Na początku starałam się podchodzić do tego z wyrozumiałością i subtelnie przypominałam mu o higienie.
– Kochanie, może weźmiesz szybki prysznic przed snem? – pytałam, próbując zachować delikatność.
– Później – odpowiadał ziewając, a po chwili już spał.
To „później” nigdy nie nadchodziło.
Kiedy prosiłam, by umył zęby czy zadbał o swoje stopy, które coraz częściej wydzielały nieprzyjemny zapach, słyszałam jedynie wymówki: „Zapomniałem”, „Nie mam czasu” lub po prostu milczenie.
Mijały tygodnie, a on nadal ignorował podstawowe zasady higieny. Mógł przechodzić całe dnie bez mycia się, dopóki go o to nie poprosiłam. Nawet wtedy traktował to jak przykry obowiązek, jakby robił mi przysługę.
Z każdym dniem coraz bardziej mnie to odpychało. Wstydziłam się przed znajomymi, sąsiadami, czułam się coraz bardziej skrępowana. Miłość, którą kiedyś do niego czułam, zaczęła zanikać, ustępując miejsca rozczarowaniu i wstrętowi.
W pewnym momencie dotarło do mnie, że nie jestem w stanie dłużej tego znosić. Rozumiem, że ludzie po ślubie często przestają się starać tak jak na początku, ale to było zupełne zaniedbanie.
Spakowałam swoje rzeczy i odeszłam.
Bez wahania, bez żalu, bez oglądania się za siebie.
Zrozumiałam, że lepiej wychować dziecko samotnie, niż spędzić życie z kimś, kto nie potrafi zadbać nawet o własną higienę.