— Złożyłem pozew o rozwód. I o podział majątku też. Rozumiesz, że połowa twojego mieszkania należy do mnie?
Aleksiej wypowiedział te słowa tak spokojnie, jakby mówił o prognozie pogody.
Marina nie od razu zrozumiała, co tak naprawdę oznaczają jego słowa. Siedział przy stole, z wyrazem zadowolenia na twarzy. Przed nim leżała starannie uporządkowana paczka dokumentów. Pochylił się do przodu, nie spuszczając wzroku z jej twarzy.
— Żartujesz? — Jej głos drżał, ale szybko się opanowała. — Naprawdę myślisz, że masz prawo do czegoś, do czego nie dołożyłeś ani grosza?
Wzruszył ramionami, lekko przechylając głowę.
— Prawo to prawo, Mariño. Jesteśmy małżeństwem, więc wszystko jest wspólne.
Jego głos był gładki i przesadnie obojętny. Na ustach miał cień uśmiechu, jakby rozkoszował się tą chwilą. Marina zauważyła, jak nerwowo bawił się rogiem dokumentów — gest, który zdradzał jego ukrytą nerwowość. Ale w obliczu jej wewnętrznego huraganu, to wydawało się drobiazgiem.
A przecież poranek tego dnia zaczął się od radosnej wiadomości. Przyszło powiadomienie: „Dokumenty zostały zarejestrowane. Gratulujemy”. Stała przy oknie i pierwszy raz od dawna płakała ze szczęścia.
Mieszkanie było dla niej czymś więcej niż tylko dachem nad głową. To była wolność. Wolność bycia sobą, wolność zamknięcia drzwi za sobą i poczucia, że to, co dla niej ważne, nie musi być uzgadniane z nikim innym. Zwłaszcza nie ze swoją teściową.
Galina Siergiejewna, matka jej męża Aleksieja, była kobietą dominującą, z bardzo wyraźnymi oczekiwaniami dotyczącymi tego, jak powinna wyglądać „prawdziwa” rodzina. Każdego dnia zaczynały się drobne uwagi: to nie tak zamknęła drzwi, to za głośno posprzątała, to kawa nie taka, jaką lubi Łeśka.
— Córeczko, — mówiła z tą słodko-gorzką troską w głosie. — Może zamiast myśleć o jakichś mieszkaniach, pomyślałabyś o przyszłości? Nastia już niedługo będzie miała trójkę dzieci, a ty ciągle tylko pracujesz.
Marina pochłaniała te uwagi w milczeniu. Pracowała jako projektantka, brała zlecenia na freelancie, odkładała każdy grosz. Trzy lata — bez urlopu, bez wyjazdów, bez nowych rzeczy. Aleksiej, jej mąż, nie popierał jej pomysłu na mieszkanie:
— Nam wystarcza. Mama gotuje, sprząta. Wszystko jest pod kontrolą. A ty ze swoimi dziwnymi pomysłami.
Jednak kiedy agentka nieruchomości Olga zadzwoniła, mówiąc, że jest świetne mieszkanie w nowym budynku z widokiem na park, Marina zdecydowała się na oględziny. Świeże ściany, przestronna kuchnia, piękny widok. I teraz mieszkanie było jej. A może już nie?
Stała przy stole, trzymając filiżankę z zimną herbatą. Zegar na ścianie tykał cicho, licząc sekundy jej poprzedniego życia. Aleksiej siedział naprzeciw niej, leniwie stukając długopisem o dokumenty. W jego oczach było dziwne, wręcz aroganckie spokojne spojrzenie.
— Wszystko, co nabyliśmy w małżeństwie, dzieli się po połowie. To prawo, — powtórzył, jakby mówił to tysiąc razy.
Z sąsiedniego pokoju dobiegł głos. Galina Siergiejewna, jakby czekała na odpowiedni moment:
— Aleksiej, już wszystko ustaliłeś? — Jej głos brzmiał miękko, ale pełen lodowatej kalkulacji. Weszła do kuchni, opierając się o framugę drzwi. Jej wzrok mówił o pewności, z jaką przejęła kontrolę.
Marina spojrzała na nią. Ciało proste, twarz zimna jak kamień, wzrok przenikliwy, szukający słabości.
— Wiedziałaś o tym? — Jej głos drżał, ale nie było czasu na łzy. Ściskając filiżankę mocniej, próbowała opanować rosnącą w niej furie.
Galina Siergiejewna zbliżyła się do niej, prawie z czułością.
— Kochana, chcemy tylko, żeby wszystkim było łatwiej. Zgódź się, to ci pomoże. Bez tych… nerwów.
Bez tych nerwów.
Marina zaśmiała się cicho, ale śmiech był suchy, gorzki. Wiedziała, że wszystko zostało zaplanowane. Aleksiej wiedział, jak ciężko zdobyła to mieszkanie. A teraz chciał je zabrać, jakby nic nie warte.
— Więc tak, było z tobą tylko dla mieszkania? — postawiła filiżankę na stole z głośnym stuknięciem.
Aleksiej uśmiechnął się, odchylając się na oparcie krzesła:
— Nie dramatyzuj. Tak po prostu wyszło.
Mówił to spokojnie, ale jego palce nerwowo stukały w stół.
Marina wzięła głęboki oddech. W środku rosła lodowata złość. Złość nie ta, która pcha do krzyku i bicia, lecz ta, która wypala od środka.
Spojrzała na papiery: obce decyzje, obce plany, jakby ich pisali nie oni, a ktoś inny.
— Ty naprawdę myślisz, że tak to zostawię? — zapytała, wpatrując się w jego oczy.
Aleksiej parsknął, ale w jego oczach pojawiło się coś, co nie było pewnością.
Marina zrozumiała: oni zawsze traktowali ją jak obcą. Jako gościa, którego czas już minął. Ale się mylili. Z pustymi rękami nie odejdzie.
Na następny dzień wzięła urlop i zaczęła działać.
Pierwszy krok — bank.
— Potrzebuję wyciągów z konta za ostatnie trzy lata. Wszystko, co związane z tym kontem.
— Oczywiście, chwileczkę, — powiedział pracownik, chowając się w biurze.
Nie pozwalała sobie myśleć o tym, jak Aleksiej prawdopodobnie już świętuje swój „sukces”. Po dwudziestu minutach miała potwierdzenie: konto było osobiste, a wszystkie środki pochodziły z jej spadku po dziadku.
Drugi krok — prawnik.
— Ma pani silną pozycję, — powiedział, przeglądając dokumenty. — Spadek to majątek osobisty. A remont zapłacony z osobistego konta.
— Ale będą naciskać, — powiedziała spokojnie Marina.
— Niech naciskają. Mają emocje. A my mamy dokumenty.
Wyszła z biura pewna siebie. Kolejne dni spędziła na zbieraniu umów, paragonów i opinii od klientów. Każdy był gotów jej pomóc.
Nadszedł dzień rozprawy. Pod budynkiem czekała cała delegacja. Aleksiej z elegancko ułożonymi włosami, Galina Siergiejewna, ich „przyjaciółki” w eleganckich sukniach.
Elenę Pietrowną, byłą notariuszkę, popchnęła do przodu:
— Może się dogadamy? Oddasz Łeśce połowę i będzie po wszystkim.
Marina skłoniła głowę, jakby rozważając propozycję. Potem przeszła obok, milcząc.
W sali sądowej było chłodno, czuć było zapach starych papierów. Aleksiej siedział, rozluźniony, machając nogą.
Sędzia wszedł. Cisza.
— Rozpatrywane jest sprawa podziału majątku.
Marina wstała:
— Wasza Wysokość, mieszkanie zostało zakupione za środki ze sprzedaży spadku. Zgodnie z prawem nie podlega podziałowi. Oto dokumenty: wyciągi z konta, umowy, paragony.
Fakty mówiły same za siebie.
W sali zapadła cisza. Aleksiej zmienił pozycję, jego ręce zacisnęły się w pięści. Prawnik przeglądał dokumenty, a Galina Siergiejewna nerwowo gładziła włosy.
— Ale przecież… — zaczął Aleksiej, ale jego głos drgnął.
Zniknęły wątpliwości.

— Złożyłem pozew o rozwód. I o podział majątku również. Rozumiesz, że połowa twojego mieszkania należy do mnie?
Advertizement
Advertizement