Teściowa przekroczyła wszelkie granice — powiedziałam „dość”.
Z Dmitrijem jesteśmy małżeństwem od dwóch lat. Nasze życie to typowa moskiewska rodzina: mieszkanie na obrzeżach miasta, praca, rzadkie wypady za miasto. Wszystko wydawało się idealnie, gdyby nie jeden „niewielki” problem — teściowa.
Dmitrij pochodzi z wioski w obwodzie tulskim, gdzie jego rodzice wciąż mieszkają w dużym domu z ogrodem, kurami i krową. To wszystko wymaga nieustannej pracy. Jednak teściowa uważa, że to my powinniśmy pomagać, a nie ich córka z mężem, którzy mieszkają z nimi pod jednym dachem.
Moja mama prawie cały rok spędza na swojej działce pod Moskwą — małej, ale przytulnej. Nawet zimą rzadko wraca do miasta. Nigdy nie prosi o pomoc, a kiedy przyjeżdżamy, zawsze częstuje nas blinami, grzybami i herbatą z samowaru. Dba o nas, niczego nie oczekując w zamian. A teściowa… Ona wymaga, żebyśmy spędzali u nich każdą sobotę i niedzielę.
Kiedy tylko odwiedzamy moją mamę, od razu zaczynają się wyrzuty i pretensje. Choć teściowa ma swoją córkę z mężem! Ale nie, pomoc to nasz obowiązek.
Pewnego dnia pojechaliśmy do nich. Była wczesna sobota. O szóstej rano wyciągnęli mnie z łóżka, nie dając mi nawet chwili na otwarcie oczu, i wciągnęli do obory. Myślałam, że może trzeba wydoić krowę. Ale nie — teściowa wręczyła mi łopatę i kazała czyścić oborę.
Nie wytrzymałam:
— Dlaczego to ja mam to robić, a nie twój syn lub mąż?
— Syn twojej matki pracuje, niech odpoczywa! — odpowiedziała z pogardą. — A mąż po pracy i tak haruje!
Wychodziło na to, że tylko ja jestem leniwa i muszę harować jak niewolnica. Wybuchłam:
— A to, że z działki przynosimy wam ziemniaki, ogórki, a wy nam — nic? Kiedy prosiliśmy o jajka, powiedzieliście, że sami ich potrzebujecie. A potem widzę, jak to wszystko sprzedajecie na rynku. To jest sprawiedliwe?
W odpowiedzi zapadła cisza. Dokończyłam sprzątanie obory, licząc choćby na kawę. Ale nie! Teściowa natychmiast kazała mi sprzątać w domu i przygotować śniadanie dla wszystkich. A jej córka spała w tym czasie w swojej sypialni.
To przelało czarę goryczy. Wzięłam torbę, wsiadłam do samochodu i pojechałam do Moskwy. Mąż został. A wieczorem dostałam od niego SMS: „Składam pozew o rozwód. Obraziłaś moją matkę.”
Mój świat się zawalił. Nie wierzyłam, że człowiek, z którym spędziłam tyle lat, wybrał nie mnie. Ale nie będę go trzymać. Jeśli chce — niech idzie. Serce pękało, ale pojechałam do mamy. Spacerowałam po ogrodzie, piłam herbatę z miodem i po raz pierwszy od dawna poczułam spokój.
Kiedy wróciłam, stał w drzwiach. Zgarbiony, pełen winy.
— Przepraszam… — wyszeptał. — Byłem ślepy. Oni po prostu siedzą mi na szyi. A siostra z mężem żyją jak na wakacjach. Zrozumiałem…
Milczałam, słuchałam. Nie wybaczyłam od razu, ale po jakimś czasie, wybaczyłam. Ponieważ wybrał mnie. Wrócił. Zrozumiał.
Tydzień później zadzwoniła teściowa. W słuchawce — krzyk, oskarżenia, wyrzuty. Cicho odłożyłam telefon. Nie krzyczałam w odpowiedzi. Po prostu zrozumiałam — nie pozwolę jej zniszczyć mojego życia.
Teraz mieszkamy we własnym domu. Dmitrij czasami pomaga rodzicom, ale nie kosztem nas. A ja już nie jestem tą, która milczała i znosiła.
Niech teściowa sama zajmuje się swoim ogrodem. Moje zadanie teraz to dbać o moją rodzinę i mój spokój.